niedziela, 27 października 2013

Rozdział 4

Pociągam za klamkę i wchodzę do środka mojego akademickiego pokoju.
Łał.
Moim oczom ukazuje się zatłoczone pomieszczenie, nie przypominam sobie żebym zostawiała w nim osiem osób…
Czyżbym pomyliła pokoje? Wychylam się lekko, aby zobaczyć numerek na drzwiach. Pisze wyraźnie D69!
Zamykam cicho drzwi i błądzę wzrokiem po tłumie który pomieścił ten mały pokoik. Nieprawdopodobne…
Zauważam ogniste włosy. Arriane! Jest pogrążona w zaciętej dyskusji z resztą, co chwilę słyszę śmiech, krzyki… Louis, Niall… reszty nie kojarzę. A no i Harry… Wolałabym go nie kojarzyć, jeśli mam być szczera.
Obok Arriane siedzi dziewczyna o czarnych jak smoła włosach. Ma mnóstwo kolczyków na twarzy i pełno tatuaży na ciele. Jej ubranie składa się z krótkiej… bardzo krótkiej spódniczki i bluzki na ramiączka, cały strój jest koloru czarnego.
Harry siedzi na moim łóżku, dłonie oplatają jego usta, a spomiędzy nich słychać głośny chichot. Odsuwa ręce, aby otrzeć spływające łzy.
DOŁECZKI?!
Jak ten debil mógł dostać dołeczki? Jednak najgorsze jest to, że nawet u niego wyglądają słodko…
Dopóki nie zauważysz kolczyka w wardze i tatuaży na jego ciele oczywiście.
Obok niego siedzi Mulat o ciemnych włosach podniesionych do góry.
Lekki zarost na brodzie, idealne wargi z malutką blizną po prawej stronie i te oczy. Jego czekoladowe tęczówki spoglądają prosto w moje. Jak można mieć tak długie rzęsy? Zdecydowanie jest przystojny.
Uśmiecha się do mnie lekko, przez co moje policzki przybierają czerwoną barwę. Speszona przegryzam wargę, uciekając wzrokiem.
- Cassandra! – krzyczy Arri.
Szeroko otwieram oczy, kiedy wzrok wszystkich w pokoju spoczywa na mnie.
- To jest moja nowa współlokatorka, przywitajcie się ludzie. – mówi puszczając mi oczko.
Serio? Nienawidzę być w centrum uwagi! A teraz jak na złość. Dzięki Arri.
Kilka osób macha do mnie, nieśmiało unoszę rękę robiąc to samo.
- To jest Gabby, Niall, Louis, Harry, Liam, Zayn i Roland. – przedstawia po kolei, wskazując palcem.
Nie zauważyłam chłopaka w czarnych włosach i z masą kolczyków na twarzy. Roland. Pierwszy raz spotykam się z takim imieniem.
-Oho! Arri znalazła sobie nową kujonkę.- Gabby zjeżdża mnie wzrokiem po czym głośno się śmieje, a za nią Harry.
- Nie przejmuj się nimi.- zwraca się do mnie czerwono-włosa, z przepraszającym spojrzeniem.
Przecież ja im nic nie zrobiłam… słowem się nie odezwałam. I już mnie nienawidzą?
- Siadaj. – Louis klepie miejsce obok siebie. Uśmiecham się z wdzięcznością i siadam na wskazanym miejscu. Zerkam na Harry’ego, spogląda na mnie drwiąco. Prycha i odwraca wzrok.
Co ja znowu zrobiłam?
- Za tydzień impreza, a my nadal jesteśmy gdzieś w połowie! Ludzie weźcie się ogarnijcie i do roboty! – Arriane wstaje i zaczyna chodzić w tą i z powrotem po pokoju.
- Już wszystko praktycznie zrobione, o co ci chodzi? – odzywa się Liam (?)
Właśnie Liam… umięśniony, jak reszta tutaj ma tatuaże, kolczyków nie zauważyłam. Brązowe włosy i czekoladowe oczy. Biała koszulka na ramiączka, a na to dżinsowa kamizelka i tego samego koloru rurki. Jego wzrok padł na mnie, wzdrygam się lekko. Troszeczkę… przerażający. Troszeczkę.
Odwracam głowę w stronę Arri. Przegryzam wargę.
- Wszystko? Nic nie jest zrobione. Gabby zamówiłaś alkohol, jak cię prosiłam? – zwraca się do czarno-włosej. Ta wzrusza ramionami.
- Oczywiście. Znowu wszystko mam robić sama? – zerka na mnie błagalnie. Mówię nieme ,,CO?”. No co jej twarz rozszerza się w szerokim uśmiechu.
- Pomożesz mi! – mówi, podchodząc do mnie.
- Co? Nie… NIE! – próbuję się ratować.
- Proszę, proszę, proszę! – klęka przede mną.
- Wstawaj Arri. Ja naprawdę… n-nie mam głowy do takich rzeczy. – tłumaczę.
- Ależ masz! To nic, tylko połazić po kilku sklepach i wykonać kilka telefonów. Potrzebuję tylko żebyś ze mną była, proszę… - prosi ponownie.
A nich to! Krzywie się lekko, ale ostatecznie się zgadzam, na co Arriane reaguje bardzo gwałtownym skokiem na mnie. Całuje mnie w policzek i siada obok, przez co jestem bardzo blisko Louis’a. Spinam się lekko.
- Nie gryzę. – szepcze do mnie, po czym leciutko kładzie swoją dłoń na moich plecach.
Błagam w duchu, aby ją zabrał. Nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś mnie dotyka…
Z mamą przytulałam się sporadycznie, nie mówiąc o Damon’ie, jedynie z Emmet’em miałam bliższe ‘’kontakty’’. Przytulał mnie kiedy było mi smutno, tak po prostu… jak siostrę. Kocham go za to.
Oprócz nich, nie miałam bliższych kontaktów z chłopakami. Nigdy nie maiłam chłopaka… fakt. Ale jakoś nigdy mi nie zależało aby go mieć. Jakoś tak… Na pierwszym miejscu zawsze była szkoła, później rodzina. Nigdy nie miałam przyjaciół, chociaż nie… w przedszkolu przyjaźniłam się Perrie. Ale później ona wyjechała, a nasz kontakt się urwał. Później próbowałam znaleźć przyjaciół w szkole, ale zawsze kończyło się to ogromnym zawiedzeniem na ludziach. Moją wadą jest… było to że szybko potrafiłam zaufać człowiekowi, a następie bardzo się do niego przywiązać. Zawsze kończyło się to jednym… zawiedzeniem.
W końcu dałam sobie spokój i wszystkich olewałam. Moimi przyjaciółmi stały się książki i ich idealni bohaterowie. Później głównym celem w moim życiu było dostać się na jak najlepszą uczelnię. I dostałam się. Nie mam pojęcia jak w przyszłości poradzę sobie ze znalezieniem chłopaka… nigdy o tym nie myślałam. Nigdy się nie zakochałam…
Po długim słuchaniu ludzi wokół mnie, zrobiłam się strasznie senna. Nie powiedziałabym, że osoby które aktualnie mnie otaczają, są jakoś specjalnie miłe? Po prostu oni nie są osobami do których ja pasuję. Tak mi się wydaje… w końcu nigdy nie miałam przyjaciół. Ale przez te kilka godzin siedzenia z nimi zauważyłam, że oni są ze sobą bardzo powiązani… mimo słów jakimi nawzajem się określają, kłótni które ciągle wszczynają… są ze sobą powiązani, jest im razem dobrze. Śmiałam się razem z nimi. Tak, śmiałam się z NIMI! Harry i Gabby ciągle obrzucali mnie nieprzyjemnymi spojrzeniami… Nie wiem co mam o tym myśleć, ale w miarę swoich możliwości starałam się to ignorować.


Moje przemyślenia przerwała ciemność. Prawdopodobnie… zasnęłam. Prawdopodobnie. 

♥♥♥

Jest kolejny ^^
Dziękuję za komentarze i żebram o następne XD
Jest ponad 1000 wejść na bloga! <3
A się jarałam wczoraj, lolz *O*
Do następnego ;*
Kiedy dowiedziałam się, że mam więcej wejść na bloga niż moja przyjaciółka:

Nie no żartuję, aż taka zła nie jestem... a może ^^
Julia ♥


poniedziałek, 21 października 2013

Rozdział 3

Po wyjściu chłopaków i mamy, zabrałam się za rozpakowywanie moich rzeczy. Arriane odebrała telefon i szybko wybiegła z pokoju przepraszając i mówiąc że musi coś pilnie załatwić. Powiedziała to jakieś pięć godziny temu… Nadal jej nie ma. Szkoda. Chciałam się z nią bliżej poznać… czy coś.
Wszystkie ciuchy leżą idealnie poskładane w szafie, książki alfabetycznie ułożone stoją na półce nad moim łóżkiem. Inne pierdoły też leżą gdzieś na swoich miejscach.
Myślę, że mogłabym rozejrzeć się po akademiku i poszukać biblioteki, która na pewno się tutaj znajduje. Tak. To dobry pomysł. Wstaję z łóżka i wychodzę z pokoju. Zamykam drzwi na klucz – wrzucam go do kieszeni i idę przed siebie. Mijam pełno studentów. Znajduję salę komputerową. Jednak nikogo nie ma w środku, komputery są wyłączone… wycofuje się i idę dalej w końcu dostrzegam duże drzwi, nad którymi widnieje duży napis ,,Oxford University BIBLIOTEKA”. Piszczę w duchu wchodząc do środka. Cudowny zapach starych książek dostaje się do moich nozdrzy, kiedy podchodzę do jednego z ogromnych regałów. Tylu książek w jednym miejscu jeszcze nie widziałam. Już kocham to miejsce!
- Witam! Mogę w czymś pomóc? – słyszę za sobą niski, męski głos. Odwracam się speszona.
- N-nie, przyszłam się ty-tylko rozejrzeć. – jąkam się.
Przede mną stoi postawny mężczyzna w średnik wieku. Łysina pokrywa jego głowę, zielone oczy śledzą każdy mój ruch przez okrągłe okulary. Ma na sobie zielony sweter w paski i jasne jeans’y. Nie wygląda na miłą osobę.
- Pierwszy rok? – jego twarz jaśnieje, pokrywając się ciepłym uśmiechem.
Kiwam głową.
- Wybrałaś już jakiś główny kierunek studiów? – pyta. Ściąga okulary, a ich końcówkę umieszcza w buzi.
Jednak nie powinnam oceniać książki po okładce…
- Tak. Zamierzam studiować prawo. – odpowiadam dumnie.
Zawsze mnie to fascynowało. Odkąd pamiętam chciałam studiować prawo.
- Więc raz dziennie będziemy się widywać na prawoznawstwie panno…. – jego twarz rozciąga się w jeszcze większym uśmiechu.
- Cassandra Evans. – przedstawiam się.
- … Cassandro. Profesor James Peterson. – ukłonił się lekko. – Muszę cię zmartwić, biblioteka jest dziś nieczynna, ale zapraszam jutro. – uśmiech się smutno.
- Dziękuję, na pewno zajrzę.  Do widzenia profesorze. – mówię i szybko wychodzę. To było dziwne. Poznałam swojego profesora przed pierwszymi zajęciami…
Kieruję się w stronę wyjścia z budynku. Nie chcę jeszcze wracać do pokoju, świeże powietrze dobrze mi zrobi. Schodzę po kamiennych schodach i siadam na jednej z ławek przed szkołą.


Podciągam nogi pod brodę i oplatam je rękoma. Pierwszy dzień w akademiku, nudny i długi. Zawsze tak będzie? Szczerze? To już mi brakuje złośliwych komentarzy Damon’a, zawsze broniącego mnie Emmet’a i bezsensownego gadania mamy. Cóż, będę musiała sobie poradzić bez nich. Wzdrygam się lekko bo czuję wibracje w kieszeni. Wyciągam swojego Iphone’a.

Ooo. O wilku mowa… Dobraa nie spodziewałam się, że kiedykolwiek dostanę sms’a od brata!


On serio mnie przeraża. Od kiedy kurwa Damon interesuje się moim życiem? Damon który wszystko i wszystkich zawsze miał w dupie. Wiem, że nie mogę go za nic winić… ale pokazał na co go stać, po zdradzie ojca. Ojciec wszystko zmienił. Taka prawda. Jednak gdyby nie alimenty które mama z trudem wywalczyła nie byłoby mnie tutaj dzisiaj. Nie byłoby nas stać. Matka nie pracuje, nigdzie by jej nie przyjęli. Wariackie papiery. Damon dorabia gdzieś na boku z Emmet’em plus zespół. Moje życie nigdy nie było idealne, nawet w najmniejszym stopniu. Nigdy nic nie dostałam od tak. Na wszystko ciężko pracowałam.  Ale opłacało się, jestem tu.
Był czas w domu, kiedy było naprawdę źle. Mama… ona…
- Można się przysiąść? – słyszę nad uchem męski głos. Spoglądam na stojącego obok chłopaka o cudownie niebieskich oczach, błąd włosach i szerokim uśmiechu. Niebieska bluzka opina jego tors, czarne spodnie z obwisłym kroczem… mam wrażenie, że zaraz mu zlecą z tyłka.
- Ja-jasne. – próbuję odwzajemnić uśmiech, jednak jak mi się wydaje bardziej wyszedł z tego grymas.
- Nowa? –pyta. Zaplata przed sobą nogi w kostkach i spogląda na mnie.
- Nie Cassandra. – odpowiadam. Serio? Nowa? Blondyn wybucha głośnym śmiechem. Łał.
- Przepraszam. Jestem Niall. – chichocze wyciągając przed siebie dłoń. Łapię ją lekko.
- A więc, jesteś na pierwszym roku? – pyta ponownie. Nadal się uśmiecha.
- Taak. Uprzedzę twoje następne pytanie. Wybrałam prawo. – mówię znudzona. Kiwa głową śmiejąc się.
- Nieprawdopodobne. Również wybrałem prawo. Jednak jestem na drugim roku. – udaje zdziwienie.
- Rzeczywiście niewiarygodne. – potwierdzam. Przegryzam dolną wargę, tym samym powstrzymując wkradający się na moją twarz uśmiech.
Jego śmiech jest naprawdę zaraźliwy, nie mogąc się powstrzymać chichoczę cicho. Lekkie wibracje, powiadamiające mnie o wiadomości w telefonie który trzymam w ręce. 



- Chłopak? – pyta.
Co?
Chyba zauważa moje zdezorientowanie, ponieważ znacząco patrzy na mój telefon.
- Co? Nie. Chyba bym się zabiła, jak by był moim chłopakiem. – głośno się śmieję.
- No dobra, w takim razie nie wnikam. Będę się zbierał muszę jeszcze wpaść do przyjaciółki. – uśmiecha się i wstaje. Również wstaję, robi się późno, powinnam się wcześniej położyć, żeby wstać jutro wypoczętą na zajęcia.
Niall proponuje, że mnie odprowadzi. Idziemy wolno do budynku i skręcamy w korytarz prowadzący do mojego pokoju. Niall opowiada mi, że budynek podzielony jest na dwie części prawa jest dla chłopaków, lewa dla dziewczyn. Opowiada że zajęcia mimo wszystko są nawet ciekawe i ostatni rok zdał z wyróżnieniem. Słucham wszystko z nieukrywaną fascynacją. Blondyn wcale nie wygląda na kujona.  Iiii drugi raz w tym dniu mogę potwierdzić ,,Nie oceniaj książki po okładce”.
- Jaki masz numer pokoju? – pyta.
- D69.
- Serio? Arriane… - przerywam mu.
- To moja nowa współlokatorka. – uśmiecham się lekko.
- To właśnie do niej idę. Mamy ustalić szczegóły imprezy. – mówi zdziwiony.
- Imprezy? – dziwie się. Impreza w akademickim pokoju? Jakoś tego nie widzę.
- Taa… największy melanż w roku. Musisz na niej być. – szczerzy się, a ja krztuszę się powietrzem.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. – tego się obawiałam. Ja nie należę do osób które lubią alkohol, tłum, głośną muzykę i wirujące spocone ciała wokół mnie. Tak, to zupełnie nie ja. Wolę czytać książki, siedzieć i wyobrażać sobie jak idealne życie mogłabym mieć. Żyję marzeniami.
- Oj przestań! – spogląda na mnie błagalnie. Uciekam wzrokiem i zauważam drzwi mojego pokoju. Podchodzę do nich i naciskam na klamkę, dziwne przecież zamykałam. Może Arriane wróciła! Wesoła wchodzę do pokoju i patrzę na osobę siedzącą na łóżku.
- Chyba pomyliłaś pokoje… - mówi CHŁOPAK z ciężkim brytyjskim akcentem. 
- Ja pomyliłam pokoje? – marszczę czoło.
Podchodzę bliżej chłopaka. On sam nie uraczył mnie nawet jednym spojrzeniem, zresztą ja też nie za dużo widzę, rolety w pokoju są zasłonięte, jest ciemno.
- Taa, zamknij drzwi jak będziesz wychodziła. – mówi po czym rzuca się na łóżko.
Co. Kurwa.
- Siema Styles! – Niall podszedł do tego kolesia i przywitali się ‘’po męsku’’ . Czytaj podali sobie ręce po czym usłyszałam dźwięk klaśnięcia. Chyba tak można to opisać…
- Wchodzisz do MOJEGO pokoju bez pozwolenia. Skąd w ogóle masz klucze?! I masz czelność tak się do mnie odzywać?! – mówię przez zęby naciskając na słowo ‘’MOJEGO’’.
Bardzo trudno jest wyprowadzić mnie z równowagi. BARDZO trudno. Ale ten głos… skądś go znam. Tylko skąd?
- To nie jest twój pokój , suko.- siada, a w jego głosie mogę wyczuć jad.
Miarka się przebrała. Odliczam do trzech, zamykając oczy.
- Wyjdź stąd. – mówię powoli.
- Hola, hola! Harry to jest nowa współlokatorka Arriane. Wrzuć na luz. – Niall powstrzymał ręką Harry’rgo (?) ten jak się wydaje próbował wstać i przejść do rękoczynów.
- Nie pierdol! – ciemnowłosy wybucha śmiechem.
Cos nie tak? O co mu chodzi? To nie ja wlazłam do JEGO pokoju i uwaliłam się na JEGO łóżku.
- Mała panna Doskonała, zajmie miejsce Gabby? – zapytał.
- Nie dobijaj mnie Styles… przecież mówiła że przeprowadza się do El i Dani… - Niall mówi z niedowierzeniem.
No spoko, dlaczego kurwa mówią tak jakby byli sami w tym pokoju? Podchodzę do ściany i włączam światło. Mój wzrok wędruje na łóżko na którym tym razem siedzą we dwóch, a ich wzrok pada na mnie.
Teraz mogę dokładnie zobaczyć z kim mam do czynienia.
Kurwa.
Ja pierdole od kiedy ja tak klnę? Nie ważne…
Na łóżku siedzi brunet z burzą laków na głowie i zaczesaną do tyłu grzywką. Ma na sobie białą koszulkę dzięki czemu widzę tatuaże które pokrywają jego tors i ręce, na twarzy ma jeden kolczyk w dolnej wardze po prawej stronie. Jest… seksowny?
Co Ty mówisz CASS! Ten idiota nazwał cię suką.
Nienawidzę typa.
Prychnęłam cicho pod nosem widząc jak ONI nadal lustrują mnie od góry do dołu.
Zawsze podobały mi się tatuaże, jednak zdecydowałam się tylko na jeden… i jak myślę i mam nadzieję, że nikt o nim nie wie. Matka by mnie zabiła, nie mówiąc o Damon’ie czy Emmecie.
Czułam się skrępowana… zaplątałam ręce na klatce piersiowej, minęło już z 20 sekund!
- Więc… - zaczą Niall.
- Suka. – cicho komentuje Harry po czym odwraca wzrok. Jednak wypowiedział to na tyle głośno, że usłyszałam.
- Debil. – odgryzam się. Siadam na łóżku Arriane, chętnie bym stąd poszła… jednak gdzie? Oni niech stąd idą! To mój pokój.
- Serio ludzie? – Niall patrzy na nas z zażenowaniem.
Co ja mu zrobiłam?! NO BŁAGAM!
- Chyba przejdę się do toalety.- mówię i wychodzę.
- Nie wracaj. – słyszę za sobą. Co. Ja. Mu. Zrobiłam?!
Z trudem trafiam do toalety, jak się okazuje na szczęście ubikacja i prysznice damskie jak i męskie są osobno. Opieram się dłońmi o zlew i patrzę w lustro.
Okej. Mam dosyć, mam dosyć, mam dosyć!
Nie mogę się poddać, jedne głupi człowiek nie popsuje moich marzeń. Biorę kilka wdechów, poprawiam kitkę i z powrotem idę do pokoju.
Jeszcze nikt… NIKT nie zdenerwował mnie w tak krótkim czasie. Dobra Cassie, wyluzuj! 

♥♥♥

Hiiiiiiiiiiii! ♥
Co tam, jak tam?
U mnie...zresztą, raczej was to nie interesuje więc.. ;))))))))))
Jest kolejny!
OMG! Dziękuję za tyle wejść i komentarzy! <3
Wiem, że poniekąd je wymuszam ;/
No, ale TRZEBA się jakoś wybić, trza się promować c'nie? XD
Nie no serio sorrki, ale ja POTRZEBUJĘ waszych opinii! 
A więc:
CZYTASZ = KOMENTUJESZ! :)
Luvki, kisski ;**
Julia ♥



piątek, 11 października 2013

Rozdział 2

Trudno o to by droga z Damon’em i Emmet’em minęła spokojnie, ale kiedy po półtora godzinnej podróży dostrzegam ogromną bramę na której widnieje duży napis ,,Oxford University Press” nic innego nie staje się istotne.
Na twarz wkrada mi się ogromny uśmiech.
- No to jesteśmy. - szepczę do siebie.
Kiedy wjeżdżamy dalej, po drodze mijamy duży odcinek ogrodu. Tu naprawdę jest pięknie!
- Wow! - Emmet szeroko otwiera oczy.
Budynki przed nami robią wrażenie. Pod względem wielkości jak i wyglądu. Są stare, ale eleganckie. Wyglądają naprawdę dobrze.
Jak zauważam nie tylko ja wprowadzam się tutaj na ostatnią chwilę, kilka osób ciągnie swoje walizki w stronę środkowego budynku. Piszczę cicho i wysiadam z samochodu.
- Ble, stare… i wszędzie tyle kujonów! - grymasi Damon.
Nie zwracam na niego uwagi i podchodzę do bagażnika żeby wyciągnąć walizki.
- Ja je wezmę, idź po klucz. - uprzedza mnie Emmet.
Dziękuję mu, po czym wraz z upierdliwym bratem i mamą wchodzimy do budynku. Mimo, że jestem tu z bliskimi w żołądku nadal czuję dziwne, nieprzyjemne kłucie…
Podchodzę do okienka, gdzie kobieta w średnim wieku wręcza mi klucz z numerem D69. Mały, głupi kluczyk daje mi uczucie swobody i wolności.
- Tu jest pięknie! To jest twój styl Cassie, będziesz tu idealnie pasować! - mówi mama próbując dorównać mi kroku na swoich czarnych platformach.
Czy ona właśnie mi zasugerowała że jestem staromodna? Przecież ten budynek jest jakoś z szesnastego wieku!
Puściłam jednak tą uwagę mimo uszu, nie komentując jej. Przeszliśmy dwa piętra, a pokoju nigdzie nie ma!
- Cass zdecydowanie będziesz tutaj pasowała. - odzywa się Damon spoglądając na przechodzącego obok nas chłopaka w ogromnych okularach na nosie i kraciastym pulowerku.
- Bardzo śmieszne. - prycham.
- Żartuję przecież… ale serio ty lubisz takie klimaty. - mówi.
- O jest D69! - ignoruję głupie uwagi mojego brata.
Podbiegam do drzwi i kładę rękę na klamce, jednak ktoś mnie wyprzedza popychając je z drugiej strony. Chwieję się i upadam na podłogę, rozsypując przy tym kilka drobiazgów które niosłam.
Przed oczami przemykają mi ciemne dłuższe włosy.
Ała.
Moja pupa nieprzyjemnie pulsuje, oprócz tego czuję się urażona psychiczne. Chłopak… jak mi się wydaje rzucił ciche, oschłe sorry… po czym zniknął za rogiem. Spoglądam w górę i widzę idącą w moją stronę zmartwioną mamę.
- Córciu nic ci nie jest? -pyta.
Mam zamiar odpowiedzieć kiedy moją uwagę przykuwa wystawiona w moją stronę męska dłoń. Bez wahania łapię ją, a właściciel ręki podciąga mnie do góry.
Lekko się chwieję, po chwili jednak łapię równowagę.
- Cassie? Dobrze się czujesz? Może… - tragizuje mama.
-Wszystko okej. – przerywam jej.
Bierze głęboki oddech, ale nic nie mówi. Damon wrócił się korytarzem, nie mam pojęcia gdzie poszedł…
- Przepraszam za niego, jest…jest po prostu sobą. - słyszę męski, lekko piskliwy głos.
Podnoszę głowę i napotykam błękitne tęczówki chłopaka. Jest starszy ode mnie, jego ręce zdobi pełno tatuaży, a twarz pojedyncze kolczyki, włosy brązowe, a grzywka lekko postawiona do góry. Nie jest wysoki, jednak i tak wyższy ode mnie.
Gdybym zobaczyła go z daleka, na sto procent bym się przestraszyła. Jednak kiedy ON się uśmiecha, wokół oczu tworzą mu się urocze zmarszczki. Wygląda tak łagodnie… dawno nie widziałam tak szczerego uśmiechu.
- Nic nie szkodzi. - odpowiadam, schylam się by zebrać rozsypane przedmioty.
Brunet robi to samo, pomagając mi. Kiedy kończy podaje mi je.
- Jestem Louis. - przedstawia się, patrzy prosto w moje niebieskie oczy, a na jego twarz wkrada się mały uśmiech.
- Cassandra. - podaję mu rękę, ściska ją i lekko potrząsa.
- Witamy w Oxf… - zaczyna.
- To moja kwestia! - słyszę krzyk z mojego nowego pokoju.
Louis wzdycha lekko i wskazuje na drzwi, odsuwa się pozwalając mi wejść pierwszej.
Gdzie mama?
- Kochanie, właśnie rozmawiałam z tą przemiłą kobietą, myślę że będziecie się wspaniale dogadywały.  - mówi moja rodzicielka i wstaje z łóżka.
Ocho.
Usta lekko mi się rozchylają, kiedy widzę wnętrze pokoju. Ściany są koloru zgniło-zielonego, dwa łóżka po przeciwnych stronach ścian, dwie szafy, biurko i mała toaletka. Moja współlokatorka  swoją część pokoju ozdobiła przeróżnymi plakatami, w większości jak mi się wydaje są to zespoły rokowe, których zapewne nigdy nie słyszałam. Nie jest źle… lubię zielony.
Moją uwagę przekłuwa drobna dziewczyna, która skoncentrowana wpatruje się w Louis’a.
Jest strasznie chuda i drobna. Czerwone długie włosy, zasłaniają większość jej obkolczykowanej twarzy. Niesamowicie brązowe, pokryte dużą ilością eyeliner’a  oczy zmieniły swój punkt zainteresowania i teraz spoglądają na mnie z nieukrywaną fascynacją. Tak jak Louis’a, jej ręce i klatkę piersiową okrywają tatuaże
- No hej! Jestem Arriane! - piszczy radośnie czerwono-włosa.
A w jednym z jej policzków zauważam uroczy dołeczek. Już ją uwielbiam!
Zawsze miałam słabość do osób z dołeczkami w policzkach.
Zanim cokolwiek udaje mi się powiedzieć, drobne ciałko Arriane oplata moje w mocnym uścisk. Jestem lekko zdziwiona, jednak szybko się opamiętuję i ściskam ją równie mocno.
- Cassandra. – mówię cicho, kiedy mnie puszcza.
- No wiem! - piszczy ponownie. - Matko! Masz śliczne oczy. - mówi, przyglądając mi się.
- Dzięki. - szepczę speszona.
- Witamy w OUP! - krzyczy. - Spodoba ci się tu. - dodaje i puszcza mi oczko.
Nie do końca wiem co oznaczał te gest, ale się nie odzywam. Rozglądam się po pokoju. Myślę że się przyzwyczaję.
- Do zobaczenia później, Cassandro. – słyszę  głos Louis’a.
Podchodzi do mojej mamy i całuje ją w nadgarstek.
Gentelman.
- Zadzwonię później. – mówi jeszcze do Arriane, zanim znika za drzwiami. Sekundkę później do środka wchodzi Damon z moją walizką w ręce.
- Trudno tutaj trafić. – mówi.
Staje, jego oczy dokładnie skanują każdy szczegół. Uśmiecha się spoglądając na moją współlokatorkę.
Jej reakcja jest bezcenna. Szeroko otwiera oczy ze zdziwienia. Zapewne słyszała o zespole ,,Expensive”, w którym Damon jest wokalistą, a Emmet gra na gitarze.
- Jezuu! Cassie więcej tych ubrań nie miałaś? – za moim bratem pojawia się Emmet, z kilkoma walizkami w rękach. 
To oczywiste, że zadufany Damon’ek nie chciał się przeciążać i to Emmet niósł pozostałe cztery walizki.
Niezgrabnie stawia je na ziemi, łapie się pod boki i ciężko wciąga powietrze.
- Arriane to są moi bracia Emmet i Damon. – przedstawiam ich.
Podają sobie ręce, Ari się przedstawia i speszona siada na łóżku.
Czy ona się rumieni?
Śmieję się w duchu.
- No dobrze, kochanie dasz sobie radę, prawda? - pyta mama i wstaje z łóżka.
- Jasne mamo.- uśmiecham się.
Po dwudziestu minutach ostrzeżeń przed chłopcami i bezpieczeństwem w końcu postanawia mnie opuścić. Na koniec mama całuje mnie, ściska i kolejny raz powtarzając mi jaka jest ze mnie dumna. Mówi chłopakom, że idzie jeszcze do sekretariatu i znika za drzwiami.
- Trzymaj się mała i pamiętaj żadnych chłopaków. – mówi Damon i łapie mnie za ramiona.
Myślę, że to żart… opiekuńczość? To bardzo niepodobne do mojego brata. Ale kiedy przez trzydzieści sekund ostro wpatruje mi się w oczy, tymi swoimi przeraźliwie niebieskimi tęczówkami…
Zmieniam zadanie i wiem, że mówi to naprawdę poważnie.
- Chłopcy w pulowerkach mnie nie kręcą. – śmieję się cicho.
- Oby, Bella. Oby. – wzdycha.
CO?
Przytula mnie mocno i lekko całuje w policzek.
Jezu, naprawdę go nie poznaję.
Gdzie ten chamski i zaborczy Damon?
Na koniec lekko uśmiecha się do mojej współlokatorki i wychodzi.
- Będę dzwonił dwa razy dziennie! – słyszę jeszcze.
- Zabawne! – krzyczę.
- Cassie, Cassie, Cassie! – nuci Emmet i podchodzi do mnie.
Mocno mnie do siebie przyciąga.
- Dostaniesz co tylko chcesz, jeśli spojrzysz w oczy rozmówcy. .. one powalą każdego. – szepcze mi na ucho.
CO?
Po raz kolejny w tym dniu, jestem zaskoczona.
Co się z nimi dzieje?


Puszcza mnie i odchodzi.


♥♥♥
Hay! ;3
Jest drugi ;p Piszcie jak mi poszło, może powinnam coś zmienić? Wasze uwagi naprawdę mi pomagają! Dziękuje za komentarze i odwiedziny! :D I serio, jak czytacie napiszcie co sądzicie ;>
Dodałam zakładkę "INFORMOWANI" u góry, jest także ,,OBSADA" w której możecie zobaczyć w przybliżeniu jak wyglądają bohaterzy tego opowiadania w mojej głowie, jest też ,,MÓJ TWITTER"... czyli dosłownie mój twitter XD
Co do długości rozdziałów >>>>>> nie mam pojęcia jak długie będą.
Oraz terminy dodawanie >>>>>> tego też nie jestem pewna. Jest początek roku, a ja jestem w I Liceum...
nauki jest duuuuuużo i kiedy tylko jest czas to piszę ;>
Z góry przepraszam za błędy ;)
Julia ♥

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 1

Chociaż, żeby prawdę powiedzieć,
rozum z miłością rzadko chodzą w parze w dzisiejszych czasach.
                                                                      William Szekspir Sen nocy letniej
                                                                       Akt III, scena I



- Beep beep beep! - słyszę nad uchem.
Nic sobie z tego nie robiąc przewracam się na drugi bok. Nagle czuję jak cieplutka kołdra bezczelnie zostaje ze mnie zerwana.
- Damon! - piszczę, wyciągając poduszkę spod głowy i okrywam się nią.
- Beep beep beep! - nie odpuszcza. - Cassandro Izabello Evans wsaaawaj! - zaczął mną potrząsać.
- Wstaje już, wstaje! - krzyczę podnosząc się do pozycji siedzącej. Otwieram leniwie oczy i napotykam błyszczące tęczówki Damon’a, plus ten chytry uśmieszek.  
- Już ósma. - mówi biorąc gryz jabłka.
- CO?! - piszczę i rzucam w niego poduszką. - Nie mogłeś obudzić mnie wcześniej?- krzyczę, będąc już w toalecie. Słyszę śmiech czarnowłosego.
- Nudzi mi się powoli funkcja twojego budzika! Powinnaś go sobie zakupić… albo chociaż mi za to płacić! - burzy się.
- Cicho! Ciesz się, że miałeś zaszczyt mnie budzić! - krzyczę z łazienki .- Zresztą dzisiaj to ostatni raz braciszku.- uśmiecham się podchodząc do szafy, wyciągam równo poskładane, czyste ubrania i z powrotem ruszam w kierunku łazienki.
- Ubierz się ładnie. - staję przed Damon’em.
Pognieciona biała koszulka i czarne sprane dresy. To tylko On.
- Przecież wyglądam perfekcyjnie z tą urodziwą twarzą. - odpowiada, wychylając dumnie brodę do przodu.
Wywracam oczami. Taa skromności mu nie brak. Jednak wstaje i rusza w stronę korytarza.
- Bella? - pyta stając w drzwiach. Krzywie się. Nienawidzę jak mnie tak nazywa a on dobrze o tym wie. Jak Bella Swan ze ,,Zmierzchu” moje życie nie jest tak piękne i zaczarowane jak jej. Nigdy nie będzie.
- Co chcesz Damon? - syczę.
- Kocham Cię studentko. - uśmiecha się słodko. Chichoczę cicho i rzucam w niego parą spodni, którą mam w ręce. - Masz godzinę, jeśli się spóźnisz jedziemy bez Ciebie. - krzyczy z korytarza.
Godzinę? Szybko podnoszę spodnie i wchodzę do łazienki. Ściągam legginsy i starą bluzę Emmet’a, która robi mi za piżamę. Biorę prysznic dokładnie myjąc ciało i włosy, suszę je i wiążę w wysoką kitkę, naprawdę rzadko kiedy są rozpuszczone. Nie używam żadnych kosmetyków oprócz pomadki ochronnej, więc wszystko zajęło mi około 20 minut. Wciągam na siebie czarne rurki i bluzkę z kolorowym nadrukiem. Spoglądam w lustro i głęboko wzdycham.
- Twoje marzenia się spełniają. - szepczę do siebie. Uśmiecham się lekko, i przegryzam dolną wargę. Głupi niekontrolowany nawyk. Szybko wypuszczam ją spomiędzy zębów.
- Wyglądasz cudownie, ale może założyłabyś sukienkę? - słyszę głos mamy.
- Przecież wiesz, że ich nie posiadam, mamo…- szepczę zrezygnowana.
Tak. Moja garderoba składała się z obcisłych rurek i kolorowych T-shirt’ów. Zawsze stawiałam na wygodę.
- Mogę ci coś pożyczyć! - uśmiecha się promiennie.
Jest taka śliczna… jej brązowe długie włosy- zaplecione w idealny kok. Długa błękitna spódnica, sięga kostek, odsłaniając czarne szpilki, górę okrywa śliczna, delikatna, beżowa bluzeczka z niemałym dekoltem, wszystko dopełnia czarny sweterek z rękawami ¾.
- Mamo, nie. - kiwam głową z frustracją.
- Skoro tak… - sapie zrezygnowana. - Jestem z Ciebie taka dumna córeczko. - jej nastrój od razu się zmienił, podchodzi do mnie z łzami w oczach i mocno mnie przytula.
Uśmiecham się lekko i oddaję uścisk. Rzadko widzę ją szczęśliwą…
Dzisiaj zaczynam studia na Oxford University Press. Tyle lat ciężkiej nauki w końcu się opłaciły. Kiedy inni ludzie w moim wieku imprezowali, ja siedziałam przy książkach… ale jak widać skutki są. Wszyscy dali mi bardzo dobrze do zrozumienia, że są ze mnie dumni. Od miesiąca w domu nie mówi się o niczym innym… Mama mimo trudności jakie nas spotkały, okazywała wielką dumę i radość. Chociaż wiem, że dużo ją to kosztowało. Wszystko przez ojca, który niespodziewanie zjawił się tu miesiąc temu, aby osobiście pogratulować mi sukcesu. To źle wpłynęło na psychikę każdego z nas, jednak najbardziej ucierpiała przez to mama…
Nienawidzę go.
Tak oto za około dwie godziny będę oglądała swój nowy pokój w Oxfordzkim akademiku. Spędzę tam długie i mam nadzieję,  najlepsze cztery lata swojego życia.
Usłyszałam głupkowaty śmiech Damon’a- mojego dwudziesto-sześcioletniego brata. Łączą nas tylko i wyłącznie więzy krwi… no i może kolor oczu. Szalony, chamski, arogancki, groźmy i pożądany przez każdą kobietę w Londynie. Wraz z Emmet’em mają zespół, jakaś zwykła kapela… ale ludzie ich słuchają. Właśnie Emmet! Napakowany z nieciekawym spojrzeniem, jednak po bliższym poznaniu: opiekuńczy i szalenie miły dwudziesto-pięciolatek. Kocham go za te urocze dołeczki, które ma w policzkach kiedy się uśmiecha. Nie łączą nas więzy krwi, moja mama zaopiekowała się nim po śmierci jego rodziców. Zginęli w wypadku samochodowym, kiedy Emmet miał 16 lat, od tej pory mieszka z nami.
- Chodź, Emmet naszykował ci śniadanie. - słyszę głos mamy, wyrywający mnie z zamyśleń. Schodzimy na dół.
- Dzień dobry studentko! - krzyczy Emmet z kuchni.
- Hej niedźwiedziu. - uśmiecham się szeroko widząc urocze dołeczki w policzkach mojego przyjaciela.
- Da dam! Najlepsze śniadanko dla naszej ukochanej Cassie. - nuci Damon, stawiając na stole naleśniki z syropem klonowym.
- Dziękuję chłopaki. - mówię, po czym siadam i biorę pierwszy kęs do buzi. - No i kto będzie mi robił najlepsze naleśniki świata… tam w akademiku? - pytam.
Damon chrząka.
- No i oczywiście polewał najlepszym syropem klonowym? - dodaję z uśmiechem.
- Zapakuję ci w słoooiki, Cass. - żartuje Damon.
Krztuszę się jedzeniem, mama widząc to podaje mi szklankę mleka. Pociągam łyk i odkładam ją na bok. Reszta domowników dosiada się do stołu i nakłada porcje na talerze, później je konsumując. Dopiero teraz zauważam, że mój braciszek się przebrał. Wygląda całkiem schludnie, ma na sobie czarną koszulę i tego samego koloru obcisłe rurki. Spoglądam na niego znacząco, po czym on to zauważa i prycha.
Czyżby niezależny Damon przejmował się opinią siostry kujonki?
Nagle przypominam sobie o szkole i ściska mnie żołądek. Boje się. Jeśli nie znajdę nikogo z kim mogłabym pogadać? Nigdy nie miałam jakiś trudności z nawiązywaniem kontaktów… ale tam będą inni ludzie… starsi, nowi.


Może nie będzie tak źle?

♥♥♥

Jest I rozdział ;)
Przepraszam za wszelakie błędy i
proszę o zostawienie komentarza ;3
Piszcie jak mi poszło!
(TAK JAK OBIECAŁAM DODAŁAM
ZAKŁADKĘ ,,OBSADA" ZNAJDUJE
SIĘ ONA NA GÓRZE)
Julia ♥