czwartek, 6 lutego 2014

Informacja.

BLOG ZAWIESZONY

Blog zawieszony z powodów osobistych :)
Bardzo przepraszam jeżeli zawiodłam osoby
czekające na koleje przygody moich bohaterów.
ALE HEJ!
Zanim zaczniesz myśleć, że kompletnie cię olałam:
Powiedzmy, że to koniec części pierwszej bloga :) 
Sooooł?
Będzie DRUGA CZĘŚĆ! <3 b="">
Nie mam kompletnego pojęcia kiedy się ona pojawi, na pewno poinformuję ;3
Myślę, że w marcu/kwietniu :)
BŁAGAM nie opuszczaj mnie i nie trać nadziei,
wiem że skończyłam w dość nietypowych okolicznościach, ale wszystko się rozwiąże,
WAIT! ♥
Pisząc sprawy osobiste mam na myśli szkołę ;/ Jestem w pierwszej klasie liceum, jest masa nauki, a ja mam zamiar ZDAĆ! XD KOCHAM CIĘ i jeszcze raz PRZEPRASZAM ;* Wybaczysz mi? c:


 Ps. Zapraszam na blog, który prowadzę od niedawna, nie nie jest on przyczyną ZAWIESZENIA tego BLOGA, piszę go z koleżanką, rozdziały są dodawane sporadycznie i uwierz mi gdy tylko znajdę czas na naskrobanie coś TUTAJ, dodam :)
KOCHAM CIĘ!
blog:

Julia ♥


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 12

Świergot ptaków i zimy powiew rześkiego powietrza budzi mnie ze snu. Przecieram ręka powieki, otwieram je mrugając kilkakrotnie, aby przyzwyczaić się do światła. Przez otwarty balkon wpada smuga światła. Zaraz… otwarty?! Natychmiastowo uderzają mnie wspomnienia dzisiejszej nocy. Harry! Rozglądam się po pokoju, nie ma go…Może to był tylko sen? Tak, na pewno – uspakajam swoją podświadomość. Przeciągam się i niezdarnie przejeżdżam ręką po materacu, aby niechcący natrafić na miękką strukturę kartki. Unoszę ją i spoglądam na staranne pismo, pozakreślane słowa:

Cassandro,
Evans! 
Dzisiejsza noc… proszę cię
Nic nie pamiętaj,
po prostu dalej mnie nienawidź.
                         Harry
                           H.

Okeej.. chyba nic nie rozumiem. Co gorsza! Dzisiejsza noc to nie był sen! Harry naprawdę przyszedł. Mój sen, płacz ii… On. Potrząsam głową, aby odgonić myśli. Wyskakuję z łózka, biorę czyste ciuchy z szafy i udaję się pod prysznic.
- Jak się spało? – pyta mama. Zrobiła naleśniki na śniadanie i wydaje się być w dobrym humorze.
- Dobrze, dziękuję. – kłamię. Wszystko mnie boli!
- Może po śniadaniu przejdziemy się na pomost? Dzisiaj taki ładny dzień… myślę, że nawet mogłybyśmy się poopalać. – proponuje. Kilkaset metrów od naszego domu, w środku lasu jest duże jezioro. Śliczne miejsce, cisza i spokój. Kiedyś dawno, ojciec zabrał nas tam na piknik… ale to było dawno temu…Jednak najdziwniejsze jest to, że nigdy nie widziałam tam żywej duszy oprócz naszej rodziny.
Po śniadaniu pakujemy koce, przekąski i w moim przypadku czysty zeszyt, mama zabiera książkę. Kiedy jesteśmy gotowe zamykamy dom i spacerkiem idziemy w stronę jeziora.
Droga jest prosta i przyjemna. Rozkładamy pakunki na drewnianym pomoście i zajmujemy się sobą. Mama dopływa w lekturze mocząc stopy w wodzie, a ja? Muszę jakoś pozbyć się wszystkich niechcianych myśli. Postanawiam wyrzucić to na papier, jednak po kilku próbach skreślam zdania:

‘’Zawsze chciałam być jedną
 z tych osób, którą nie bardzo
obchodzi, co ludzie o niej myślą…”
Przez długi okres czasu myślałam, że jestem tą osobą
Osoką która opinię innych miała w dupie,
Bardzo starałam się nią być
Jednak teraz jak tak na wszystko patrzę
Nie jestem nią.
Od niedawna, mam dziwne uczucie…
Kiedyś już to czułam. Ale nie pamiętam czego dokładnie dotyczyło.
Jakbym coś traciła,
a później nic nie czuję i udaję szczęśliwą

Wyrywam kartkę z zeszytu i gniotę ją w dłoniach wkładając do kieszeni spodni. Ręka zaczyna kreślić czarnym długopisem na czystej kartce ptaka. Skrzydełka, dziubek… ogon. To jaskółka. Bardzo ładna jaskółka, znam ją skądś. Przymykam powieki. Odpływam wsłuchując się w świergot ptaków. Może gdzieś tam jest ta jaskółka z mojego rysunku? I uderza mnie, jakby ktoś uderzył mnie w głowę. Przerażona otwieram oczy i jeszcze raz spoglądam na mój rysunek. To tatuaż Harry’ego! Ma takie dwie na piersiach. Jęczę cicho i przewracam się na plecy. Nawet bezwiednie o nim myślę. Dlaczego teraz?! Jest taki popieprzony. Ale to mi się właśnie w nim podoba… Zaraz… CO?! Nie. Nie! Nie podoba mi się. Wyrywam czystą kartkę z zeszytu i wielkimi literami piszę na niej:
HARRY STYLES MI SIĘ NIE! PODOBA. TO POPIEPRZONY I AROGANCKI DUPEK!!!
Taa, od razu mi lepiej. Jeszcze raz przyglądam się rysunkowi jaskółki: idealna.
- Bella! Mamma! Come è stato il tuo giorno, la bellezza? (Bella! Mama! Jak wam minął dzień, piękności?) – głos Damon’a sprawia, że prawie spadam z pomostu. Włoski… dawno nie słyszałam tego języka.
- Hej synku! Jak do tej pory leniuchujemy, a wy już z powrotem? Myślałam, że koncert będzie wieczorem…
- Odwołali. Bella, chyba powinienem odwieźć cię do Oksfordu. Mówiłaś coś o nauce – Damon zwraca się do mnie. Kurde! Miałam się pouczyć.
- Taa, jak byś mógł. – zbieram swoje rzeczy, pomagamy mamie i wracamy do domu.
- A gdzie Emmet? – pyta mama.
- Pojechał coś załatwić, do godziny powinien wrócić. – tłumaczy pomiot szatana.
Wchodzę do pokoju, zabieram kilka par nowych bluzek, bluz i spodni. Żegnam się z mamą i wsiadam do samochodu Damon’a.
- No wiec… co tak szybko? – pytam.
- Jednak sprawa sama się rozwiązała. – macha ręką w geście ‘daj spokój’.
Około osiemnastej wjeżdżamy na posesję uczelni. Damon bez słowa parkuje, bierze moją torbę i prowadzi mnie do mojego pokoju.
- Żadnych imprez. – przystaje przede mną, kiwam głową. – I chłopaków. – mówi ostro.
- Damon, przecież wiesz…
- Żadnych chłopaków. – przerywa mi. Przerażająco niebieskie tęczówki badają moją twarz.
- Żadnych. – sapię odwracając wzrok. On chyba robi to specjalnie, dobrze wie… że nigdy nie miałam chłopaka, nikim się nie interesuję… a tym bardziej nikt mną. Jeszcze chwilę uważnie na mnie patrzy, w końcu otwiera przede mną drzwi, wskazując ręką abym weszła pierwsza. Unoszę brwi, na co on uśmiecha się w ten swój specyficzny sposób – unosi jedną część ust. Wchodzę do środka.
- Boże Cass! Tak się martwiłam! Gdzie ty byłaś?! Telefonu to nie łaska odebrać? – Arriane mówi tak szybko, że ledwo nadążam, a kiedy podchodzę do niej, rzuca się na mnie mocno przytulając.
- Odwiedziłam rodzinę. – odpowiadam powoli.
- To ja będę się zbierał, tylko pamiętaj o czym mówiłem. – Damon puszcza mi oko i wychodzi.
- Ale on jest przystojnyyyyy! – stwierdza czerwona rozmarzonym głosem, siada na kanapie i patrzy na mnie wyczekująco.
- Co?
- Opowiadaj, widzę że coś cię gryzie – kurde, niezła jest! Siadam na dywanie przed nią i zaczynam jej opowiadać. Mówię chyba o wszystkim z zeszłej nocy nie pomijając żadnego szczegółu o Harry’m.
- Co? – wytrzeszcza oczy na koniec.
- To było… dziwne. Patrz z tego wszystkiego zaczęłam pisać pamiętnik – wyciągnęłam pogniecioną kartkę papieru z kieszeni spodni. – To znaczy, lepiej tego nie czytaj… narysowałam jeszcze jego tatuaż i później przyszedł Damon…
- Wróć! Kogo tatuaż? – tęczówki dziewczyny prawie wypalają we mnie dziurę.
- No jego. – rumienie się. Boże, po co jej to powiedziałam. To takie debilne…
- Harry’ego? Cass, nie… nie! Boże nie możesz się w nim zakochać! On cię zniszczy… nie. Muszę z nim pogadać. – chodzi po pokoju w tą i z powrotem - od łóżka do łóżka.
- Co?! Nie! Arri on mi się nie podoba. Nienawidzimy się! Nie gadaj z nim, błagam. Nic mu nie mów. To było… jej no po prostu podobają mi się te jego jaskółki. Nie powiesz?! – dramatyzuję. No jeszcze tylko tego brakowało! Podchodzę do niej i niespokojnie patrzę jej prosto w oczy.
- Okej, okej. Tylko weź, nie patrz się tak na mnie – odwraca wzrok. Śmieję się głośno i przytulam ją.
- Zaprosiłam dzisiaj Rolanda i Zayn’a na taka małą noc filmową. Hm… zaprosiłam Rolanda, Zayn się wepchnął. Podobasz mu się. – zabawnie unosi brwi.
- Nie prawda! – cisnę w nią poduszką zabraną z łózka.
- Stop! Chciałabym się jakoś odpicować dla Rolanda… jakieś sexy piżamki? – uśmiecha się znacząco. Zaraz, zaraz…
- Dla Rolanda?! Wiedziałam, że ci się podoba! – krzyczę zaskoczona.
- Ciszeeeeej – zakrywa mi usta dłonią.
Arriane chodź baaardzo próbowała nie wywinęła się z moich pytań i wszystko ładnie mi opowiedziała, o niej i Rolandzie. Matko! Jest w im zakochana, na maxa! Kiedy o nim mówiła oczy jej wręcz błyszczały. Około 20 poszłyśmy się myć. Kiedy wróciłam Arri ubłagała mnie o inną fryzurę twierdząc, że jestem w jej pokoju i od teraz będzie mnie próbowała wprowadzić w świat mody…  Nawet spodobał mi się ten pomysł…
Mam na sobie krótkie, czarne spodenki (piżamowe), luźną (jak dla mnie zbyt krótką) błękitną bluzeczkę i włosy uczesane w dwa warkoczyki! D W A! Jak jakiś dzieciak.
- Cassandro Izabello Evans! Wyglądasz przeeeeesłoodko – puszcza mi oko i klepie w dupę.
- Ej! A to za co?
- Nawet nie wiesz ile dałabym za taką dupę. – mówi. Śmieję się na jej słowa, przecież to było kompletnie bez sensu… haha
Ustawiamy mojego laptopa na środku pokoju na krzesełku, tak że będziemy mogli leżeć na obydwu łóżkach, chciałam iść po jakieś przekąski, ale Arri powierzyła to zadanie chłopakom. Dziwne… ale troszkę się jakby stresuję? Bo przecież Roland zajmie się moją współlokatorką, a ja co? Zayn… on, jest lekko onieśmielający.
- Oho. Idą – mówi Arriane lekko się uśmiechając. Skąd wie, że idą? Ja nic nie słyszę.
Kilka sekund później do moich uszu dociera głos Rolanda i głośny śmiech Zayn’a. Arri podbiega do drzwi i otwiera je na szerz.
- Boże! Ludzie słychać was już od schodów – wita ich uściskiem, później po kolei podchodzą do mnie.
- To jak, co oglądamy? – Zayn uśmiecha się do mnie.
- Titanic! – krzyczę równo z Arri na co przybijamy sobie piątkę. Jęk chłopaków oznacza słaby protest.
Siadam na łóżku, a obok mnie Mulat. Roland włącza film.
- Połóż się. – szepcze Zayn, wskazując na swój tors. Uśmiecham się, lekko opieram się o jego ramię i brzuch. Podwijam nogi i próbuję skupić się na fabule filmu.
Jesteśmy gdzieś w połowie pierwszej części, kiedy drzwi gwałtownie się otwierają. Wzdrygam się widząc Harry’ego. Rozgląda się po pokoju, aż w końcu jego wzrok trafia na mnie. Mruży oczy i zaciska usta.
- Zajebałeś klucze. – podchodzi do mojego łóżka. Pode mną Zayn zaczyna się kręcić, odsuwam się od niego i opieram o ścianę. Z kieszeni wygrzebuje srebrny kluczyk i podaje go Hazzie. Brunet zerka na mnie niepewnie i marszczy czoło. Jest ubrany cały na czarno: bluzka i rurki. Uśmiecha się lekko, kiedy znowu spoglądam na jego twarz i siada na moim łóżku.
- Co oglądamy? – pyta zaplątując nogi w kostkach. Co? Idź sobie!! Zayn przysuwa się do ściany, robiąc mi miejsce między nim i Harry’m. c o? Przełykam ślinę i siadam we wskazanym miejscu.
- Titanic! – krzyczy Roland jakby dopiero teraz usłyszał pytanie. Wychylam się by zobaczyć uśmiechniętą Arri wpatrzoną w swojego kochasia. Zerka na mnie, jakby niemo pytając czy ich wszystkich nie wywalić. Kiwam głową przecząco i unoszę kciuk na znak, że jest ok.  Nie chcę psuć jej… tego. Jest szczęśliwa, wytrzymam to kilka godzin… chyba. Zjeżdżam plecami po oparciu, co sprawia że się kładę. Wtulam się w poduszkę i odwracam pupą w stronę Zayn’a. Mam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe. Ponownie próbuję się skupić na filmie, jednak nie jest mi już tak łatwo. Zapach Harry’ego miesza się z zapachem Zayn’a. Co jakiś czas na plecach czuję muśnięcia ręką, kiedy Harry ‘niby’ poprawia pozycję kolanem trąca moje gołe nogi. Fukam cicho i kulę się jeszcze bardziej. Jest końcówka pierwszej części, uświadamiam sobie że zaraz ci wszyscy ludzie umrą Rose i Jack też, po moich policzkach zaczynają płynąć łzy, wstrząsa mną lekki szloch.
- Dlaczego płaczesz? – pyta Harry. – Przecież, na razie nie ma nic dramatycznego…- fuka.
- Ale ja wiem jak to się skończy. Wszyscy zginą… - łkam. Mocniej wtulam się w poduszkę.
- To tylko film. – mówi Zayn, dłonią pocieszająco pociera moje plecy.
- To się stało naprawdę, Zayn. Prawie wszyscy zginęli. – szepczę. Siadam po turecku na środku materaca. Akurat jest scena w której Jack i Rose uciekają przed Spicer’em, służącym Cal’a Hockleya – narzeczonego Rose. – Muszę się przewietrzyć. – wiążę swoje converse i zakładam bordową bluzę. Wiem, że jestem w piżamie…
- Pójdę z tobą. – Zayn wstaje i wychodzimy. W milczeniu idziemy na dwór i siadamy na ławce. Jest już ciemno. Podwijam nogi i oplatam je rękoma. Zayn siada obok, z kieszeni wyciąga paczkę papierosów. Wyciąga jednego, a opakowanie podtyka mi pod nos, na co kiwam głową przecząco.
-Czy on zawsze taki jest? – pytam, za późno gryząc się w język.
- Harry? Taa, on jest raczej specyficznie popierdolony. – mówi na co chichoczę. – Chciałbym coś powiedzieć… ostrzec się przed nim czy coś… ale jeśli on sobie kogoś upatrzy… to niestety. – wzdycha lekko. – Chyba, że ta osoba ma kogoś… w sensie, że ktoś się jej podoba. – spogląda na mnie z uśmiechem. – To chyba jakaś jego zasada… „nie tykać - nie swojego” czy coś. – śmieje się.
- Ja po prostu… najpierw jest dla mnie chamski i mnie wyzywa… później, robi takie coś… - spoglądam niepewnie na Zayna, on nic nie wie o nocy… - I na dodatek wszyscy mnie przed nim ostrzegają… powinnam sama go poznać? Nie sądzisz? Skoro jest taki ‘zły’ to za jakiś tydzień, powinnam go nienawidzić jeszcze bardziej niż teraz. Bożee o czym ja ci w ogóle mówię.-śmieje się, spoglądając na Mulata przepraszająco.
- Jest okej. Też czasem muszę z kimś pogadać na normalne tematy. Wiesz… mieszkanie z Harry’m w jednym pokoju, jest dosyć… straszne. – robi duże oczy, obydwoje wybuchamy śmiechem. – Dobra strona, dzielenia z nim pokoju jest taka, że zazwyczaj nie wraca na noc. – kontynuuje. Harry imprezowicz, seksoholik – zapisać. Nie! Nie zapisać, sama chcę go poznać. Zaczynając od teraz. – Nadal mamy zakład. – mówi po chwili Zayn.
- Co? – jaki zakład?
- No z imprezy… nie pamiętasz? – szeroko się uśmiecha.
- O Boże, nie. Co ja ci nagadałam? – piszczę w szoku.
- Dowiesz się w swoim czasie, kotku. – uśmiecha się tajemniczo, wyciąga rękę w moją stronę. Łapię ją i puszczam dopiero kiedy dochodzimy do drzwi mojego pokoju. To przyjemne… Wchodzimy do środka, ikt od naszego wyjścia nie zmienił pozycji, Harry patrzy na mnie jakby był zły. Co ja muz znowu zrobiłam?!
1. Harry denerwuje się o nic…
- Przy okazji, wyglądasz dzisiaj naprawdę cudownie. – Zayn szepcze mi na ucho, uśmiecham się lekko.

♥♥♥

Hii!
Jak tam sylwester? :D
U mnie było MEEEGA! *O*
Niezapomniany <3 i="">
Więc tak, rozdział długi, bo jak bym go podzieliła na pół to rozdział byłby nudny ;p Ach! I jeszcze jedno, robię szantaż! Kurdę widzę, że was trochę tutaj wchodzi! A 2 komentarze?! S-E-R-I-O?!
No błagam! Po co mam to pisać skoro nikt nie czyta?! :'C
Dajcie znać (w postaci komentarza) że TO CZYTACIE! Albo nic nie piszcie i kolejnego rozdziału nie będzie :)) Przepraszam, ale nie będę produkować się na marne...
Julia ♥
PS. Dodałam 2 zakładki u góry ^ luknijcie jak chcecie...



poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 11

Dom jest naprawdę duży, zbyt duży jak dla naszej czwórki. Jest drogi u utrzymaniu – zwłaszcza w zimę… Dostaliśmy go po moich pradziadkach od strony taty. Posiadłość Grey’ów…  W domu jest siedem sypialni, początkowo był to pensjonat, ale dziadek i babcia zrezygnowali z prowadzenia tego biznesu i po prostu w nim zamieszkali. Cały z drewna, okna mniejszych rozmiarów niż w normalnych domach, wielkie drzwi wejściowe. Nie mamy bramy, a podwórko jest naprawdę śliczne, większość dnia w cieniu, na wieczór się rozjaśnia. Wokół jest las, musimy jechać kilometr, żeby znaleźć się na dosłownie wjeździe do Londynu. Jest tam wielka tabliczka z napisem ,,Londyn”, coś niezwykłego. Mimo tego iż jesteśmy jakby na odludziu nigdy nie bałam się tego domu. Kocham go, wychowałam się w nim.
Wychodzę z samochodu, do moich nozdrzy dociera cudowny zapach lasu po deszczu… typowa Anglia, ciągle pada. Powoli idę do domu, oglądam otoczenie – czując jakąś zmianę, której nie mogę wyhaczyć. Damon otwiera drzwi i od razu wchodzi do środka… gentelman…  idę za nim, ściągam buty. Stoję na środku przedpokoju, naprzeciwko siebie mam ogromny salon, aby do niego wejść muszę zejść po małych schodach. Robię tak i podchodzę do kominka. Okna w salonie są ogromne, tylko te w pokojach i na przodzie domu są małe.
- Cassandro? – rozlega się głos mamy. Odwracam się, patrzy na mnie przeszklonymi oczami z rozmazanym tuszem wokół. Podchodzę do niej i mocno ją przytulam.
- Już dobrze, mamo. – uspakajam ją. Nie muszę pytać co jest przyczyną jej łez, albo to wspomnienia związane z ojcem, albo głupie słowo rzucone przez kogoś z otoczenia, które przewertowała na wszystkie możliwe sposoby – przywłaszczając sobie ten najgorszy.
- Robimy kolację – drze się Damon z kuchni.
- Jesteś głodna córciu? – pyta mnie mama, łapiąc mnie oburącz za policzki. Kiwam głową potwierdzająco.
Siadamy na kanapie i dostaję zestaw pytań na które umiejętnie i ostrożnie odpowiadam. Emmet woła nas na kolację. Ostrożnie połykam kawałki kanapki z serem żółtym, nagle czuję uderzenie w prawą stopę, ał! Unoszę głowę, Emmet patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami co jakiś czas zerkając na moją szyję, marszczę czoło. Dłonią badam szyję – malinka! Przekładam włosy na jedna stronę, tak aby ją zasłonić. Emmet rzuca mi jeszcze pytające spojrzenie ale zanim mam okazję się wytłumaczyć Damon powiadamia mamę o ich wyjeździe. Skoro nie jadą koncertować, to gdzie?
Posprzątałam z mamą po późnej kolacji i pożegnałam się z chłopakami. Mama była zmęczona więc poszła praktycznie od razu na górę, ja jednak postanowiłam obejrzeć jakiś film.
Po godzinnym oglądaniu rozmnażania się pingwinów postanowiłam jak najszybciej zmyć się na górę. Te zwierzęta mają naprawdę utrudnione życie seksualne… o czym ja myślę? Huh. Potrząsam głową odganiając dziwne myśli.
Po gorącym prysznicu, suszę włosy i zakładam piżamę składającą się ze spodenek i bluzy Emmeta. Kocham jego bluzy. Wchodzę do swojej sypialni i niemal od razu rzucam się na zachęcająco wyglądające łózko. Moje myśli spokojnie krążą wokół wczorajszej niepamiętnej dla mnie nocy… Co mogło się wydarzyć? Mam nadzieję, że nie zrobiłam niczego głupiego… i to zachowanie Harrego...
Powieki powoli robią mi się coraz cięższe, a mrok w pokoju oświetlony jedynie księżycem im to ułatwia.
Miarowe stukanie sprawia, że mój mózg ponownie budzi się do życia. Co jest? Chwila ciszy i znowu. Jakby jakaś gałąź zerwana przez wiatr waliła w moje okno. A teraz podwójnie! Wstaję powoli z łóżka, podchodzę do drzwi balkonowych. Rozglądam się po ciemnej nocy, jednak nic nie widzę oprócz cudownego, okrągłego księżyca - musiały to być drzewa. Tak, ta na pewno to. Odwracam się i znowu. Wzdrygam się lekko i powoli, najciszej jak potrafię otwieram drzwi balkonowe. Twarz owiewa mi chłodny Londyński wiatr, przymrużam oczy ciesząc się cudownym uczuciem. Mocniej owijam się bluzą i podchodzę do barierki.
Nie wieże!
- Harry?! – piszczę. Pochylony zbiera coś z ziemi. Nieruchomieję, nie to niemożliwe, po co miałby tu przyjeżdżać?!
- Cass? – prostuje się szybko i spogląda w górę, na mnie.
- Co ty tu robisz? – pytam nadal w szoku.
- Przesuń się. – mówi zanim bierze rozbieg, rękami zahacza o kawałek balkonu. Odsuwam się, Harry unosi ciężar ciała na dwóch dłoniach i przechodzi przez barierkę. Staje naprzeciwko mnie. Czarne converse, tego samego koloru rurki, szara koszulka i bordowa bluza, jest naprawdę przystojny. Kręcę głową wyrzucając nieodpowiednie myśli z głowy.
- Co ty tu robisz? – ponownie pytam.
- Ym… zapomniałaś telefonu… znowu. – wyciąga mojego IPhona z kieszeni spodni. Naprawdę? Tylko po to przyjechał? Wyciągam rękę, odbieram telefon z dłoni chłopaka i zerkam na wyświetlacz 2:34?!
- Dlaczego przyjechałeś? Dlaczego w nocy? – mocniej owijam się za dużą bluzą.
- Bez powodu, chciałem oddać ci telefon.
Marszczę czoło, macham ręką w jego stronę w geście ‘nie ważne’ i z powrotem wchodzę do swojego pokoju. Próbuje zamknąć drzwi, jednak noga Styles’a między nimi a framugą uniemożliwia mi to.
- Zaczekaj. Mogę wejść? – pyta niepotrzebnie, ponieważ stoi naprzeciwko mnie.
- Nie.
- Cass nie mów nikomu, że tu przyjechałem. – prosi spuszczając głowę.
- Słucham?! Bezczelnie rzucasz mi kamieniami w okno, budzisz, pakujesz się do mojego pokoju i prosisz o takie coś? Nie rozumiem o co ci chodzi! Dlaczego jesteś taki trudny? – pocieram dłonią czoło chodząc od łózka do parapetu w kółko. – Jesteś zbyt popierdolony jak na moją głowę, zwłaszcza teraz. Nie chcę cię widzieć. Musisz wyjść – kładę dłoń na jego torsie i pcham w stronę drzwi balkonowych. Zachowujemy się zbyt głośno, mama może się obudzić lada moment. Gwałtownie odtrąca moją dłoń, twarz wykrzywia w bólu i cicho syczy. – Co jest, Harry?
- Nic. – szybko się prostuje, próbuje przybrać beznamiętny wyraz twarzy. Zaintrygował mnie, co ty masz pod tą koszulką Styles? Patrząc mu prosto w oczy – podciągam jego szarą bluzkę do góry, zielone świecące oczy wyrażają zaskoczenie, ból i wahanie. Powoli spuszczam wzrok na jego tors.
O. Boże.
- Znowu się biłeś? – wyrzucam mu. Brzuch ma cały posiniaczony, czerwone zadrapania brudne od krwi. A to wszystko na tym cudownym brzuchu, motyl – tatuaż na szczęście nie ucierpiał.
- To nie ma znaczenia. – mówi chłodno, odtrąca moją dłoń i opuszcza bluzkę. Po prostu nie wierzę! O co chodzi mu tym razem? Mam w dupie jego brzuch, całego Harry’ego mam aktualnie w dupie!
- Po prostu wyjdź. – jęczę, obchodzę łózko dookoła i rzucam się na nie. Mam już go dosyć, nawet tutaj w Londynie sobie nie odpuszcza. Kładę się na boku, a głowę wtulam między poduszki. Czuje go obok siebie, jednak nie mam siły aby sprawdzić czy jest tak naprawdę. Możliwe że sen wciągnął mnie do krainy marzeń, bo słyszę cichutkie nucenie. Głos sprawia, że się rozpływam. Lekko zachrypnięty ale czysty – tak doskonały. Odpływam…

- Nie wchodź do mamy Cassy. – szepcze mi na ucho Damon. Mój mózg jako pięcio-latki nie jest zbyt posłuszny. Damon cały umazany łzami znika za rogiem. Powolutku idę w stronę sypialni rodziców.
- Draniu! Jak mogłeś mi to zrobić?! Ja tak ci ufałam… Co z dziećmi, nigdy ich nie dostaniesz! – krzyczy mamusia.
- Idiotko, naprawdę myślałaś, że cię kochałem przez te wszystkie lata? Byłaś jedynie kluczem do moich interesów. – odpowiada tatuś, mamusia podchodzi do niego i uderza go w policzek. Tatuś chyba mocno się zdenerwował, targa kobietę do łóżka – rzuca ją na nie i rozbiera. Mamusia piszczy i krzyczy. Co jakiś czas uderza ją w twarz.
Zakrywam rączką buzię żeby nie piszczeć, po policzkach spływają mi łzy.
- DAMON! – drę się na cały dom. Tata szubko na mnie spogląda, oczy ma całe czerwone i przeszklone. Chyba płakał… tak wygląda.
- Ty mała dziwko. – mówi do mamy. Puszcza ją, jest cała we łzach. Zdaję sobie sprawę, że głośno płaczę. Próbuję nie oddychać. Tata z dziwnym uśmiechem powoli idzie w moją stronę. A ja się cofam. – Chodź do tatusia, Bella. – jest coraz bliżej. Potykam się i upadam na pupę, turlam się dalej.
- Aaron zostaw ją! Ona jest jeszcze dzieckiem! – krzyczy mamusia z pokoju. Damon wbiega nagle na korytarz.
- Miałaś tam nie wchodzić. – beszta mnie. Zaciska szczękę i podchodzi do taty.
- Ty mały skurwysynie, przez ciebie to wszystko! – mężczyzna podchodzi do Damon’a. Szarpie go za ramię i mocno uderza w twarz. Wszystko staje się jeszcze bardziej zamazane, wchodzę do szafy i zamykam cichutko drzwi.
- Nienawidzę cię! – słyszę krzyk Damona, głośne kroki i trzaśnięcie łzami. Piski mamy, krzyki taty…
- Jesteś narkomanem, powinieneś się leczyć…

- Cass! Cassandra! Wszystko dobrze, to tylko sen. Spójrz na mnie. – ktoś potrząsa moim ciałem. Pięściami uderzam w nieznany mi przedmiot.
- Tak bardzo cię nienawidzę! Nienawidzę! –krzyczę.
- Wiem, wiem. Obudź się proszę. Spójrz na mnie, Cass. – kolejne turbulencje. Sen, tata… SEN? Powoli otwieram powieki. Gdzie ja jestem? – Cassandro. Błagam, nie płacz.
Spoglądam na Harry’ego. Harry? Co ty tutaj robisz? Unoszę się na łokciach i przecieram mokre oczy. Nadal wstrząsa mną szloch, spowodowany snem. Myślałam że minęły… Odkąd pojechałam na studia… wszystko było dobrze, ten koszmar już mnie nie prześladował. Do dzisiaj. Jednak w tym domu wspomnienia nie mają szans zginąć…
- Co… ty tu… robisz? – pytam, próbując się uspokoić.

- Nie wiem. – szepcze. Nie mam siły ani ochoty zastanawiać się nad tym trudnym człowiekiem. Na dzisiaj mi starczy. – Chodź, jest dopiero 3.24, połóż się. – rodzi Harry. Wiem, że nie powinnam tak z nim i to w jednym łóżku. Ale w tym momencie mało mnie to obchodzi, potrzebują kogoś bliskości. Zawsze to Emmet przychodził w nocy wybudzając mnie z najgorszego koszmaru  mojego życia. Harry lekko ciągnie mnie za bluzę, opadam na poduszkę. Przygląda mi się uważnie… jakby czekając na zgodę. Potakuję nieśmiało. Przysuwa się do mnie i mocno przytula. Robię to samo wtulając głowę w jego szyję, bardzo go teraz potrzebuję. Ponownie zasypiam, spokojna – nie martwiąc się rankiem. Zapach Harry’ego jest odurzający, bardzo mi pomaga.

♥♥♥

Hej Miśki! <3 i="">
Rozdział dodany, czytajcie i oczywiście K-O-M-E-N-T-U-J-C-I-E! <3 b="" i="">
Jutro SYLWESTER! Ach 2014 ciekawe co nam przyniesiesz ^^
Mam male urwanie głowy, bo w tym roku to ja wyprawiam małego sylwestra dla przyjaciół :D
Sama się wkręciłam więc... xd
No więc idę zaraz jakieś ciasto zrobić czy coś :3
Jak coś to wbijajcie będzie gruba biba z picolo! haha
ŻYCZĘ WAM WIĘC, ŻEBY TEN 2014 BYŁ 1452525632 RAZY LEPSZY OD 2013 :D
KOCHAM! LOVE YOU ALL ♥
Julia ♥
PS. ZROBIŁAM ZWIASTUN BLOGA, ZNAJDZIECIE GO NA GÓRZE POD ZAKŁADKĄ ''ZWIASTUN'' <3 i="">
PS2. Własnie obejrzałam ICarly z One Direction HAHAHHA Dooobree <3 i="">

Dom Cass:

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 10

Jest cicho, co jakiś czas słychać szmer. Otwieram powoli oczy, w pomieszczeniu panuje półmrok. Nie mam pojęcia, gdzie się znajduję. Pokój jest przestronny, szaro – zielone ściany, prawdopodobnie leżę na łóżku. Jest miękkie, skąd ja się tu wzięłam? Przytępiony mózg walczy z odzyskaniem wspomnień. Zbyt gwałtownie unoszę głowę, czuję jakby ktoś walnął mnie młotkiem.
- O, mój Boże. – jęczę, łapiąc się za czoło. Pode mną ktoś się porusza, słyszę cichy jęk. Podejmuję kolejną próbę i w powolnym tempie unoszę ciało. Obok mnie… pode mną – jak kto woli… leży Eleanor, po prawo Niall. Wzrok kieruję na podłogę, gdzie leży reszta ‘’załogi’’ w bardzo złym stanie. Mój mózg nadal nie funkcjonuje prawidłowo.
- Myślę, że ci się to przyda. – słyszę nad sobą głos Harry’ego. Momentalnie syczę czując piekący ból w czaszce.
- Gdzie ja jestem? – pytam zaspanym głosem. Już nawet nie silę się, na to aby myśleć o tym co się działo przez ostatnie kilka godzin, lub co robi tutaj Harry. Nie powinien zdychać, tak jak my?
Ignoruje moje pytanie i wciska mi dwie małe tabletki w rękę.
- Popij. – radzi, podając mi butelkę z wodą. Karcę go spojrzeniem, jednak zanim połykam pastylki przyglądam mu się uważniej. Włosy jak zawsze idealnie zaczesane do tyło, po bokach ‘’artystyczny’’ nieład, zapewne przeczesał je dłonią. Tyle z ‘’artystycznego” nieładu. Czarny T-Shirt, tego samego koloru rurki z dziurami na kolanach… chyba nigdy nie zrozumiem jego stylu. Zaraz, zaraz… z tego co pamiętam, to on też pił…
JAK?! Jak on to robi… muszę przyznać, że wygląda naprawdę bosko. Jest przystojny, fakt.
- Skończyłaś? – pyta z chytrym uśmieszkiem. Serio, aż tak było to widać? Rumienie się i szybko połykam  tabletki. Oddaję mu butelkę, czując jego wzrok na sobie  powoli kładę się na Eleanor. Jeszcze bardziej wcisnęła się pode mnie. BOŻE! Najgorsze jest jednak to, że nic nie pamiętam. Serio, aż tak dużo wypiłam? JESTEM NIEPEŁNOLETNIA! Dlaczego ja im tego nie powiedziałam? O nie… Damon mnie zabije jak się dowie!
- Nic nie pamiętam. – jęczę do siebie.
- Słaba głowa. – nuci Harry, siadając na fotelu. Wzdycham głośno.
- Co się wczoraj działo? Gdzie jestem?
- U mnie w pokoju. – ignoruje moje pierwsze pytanie. Prycham cicho.
Najciszej jak potrafię wstaję z łóżka pokonując nie lada wyzwanie, aby wyplątać się z objęć El i Niall’a. Kręci mi się w głowie i tracę równowagę zdając sobie sprawę, że wokół mnie leżą… pozostali.
- Błagam cię powiedz, że już kiedyś piłaś ALKOHOL. – dłonie Harry’ego zacieśniają się na moich biodrach, unosi mnie lekko i przenosi, stawiając na bezpiecznym, nieosiedlonym – skrawku podłogi.
- Dzięki. – mamroczę.
- Więc? – zerka na mnie wyczekująco. Jego tęczówki mają inną barwę niż zazwyczaj. Są ciemne. Czarne! Marszczę czoło, o co mnie pytał?
- Harry jestem niepełnoletnia. – mówię na jednym wydechu, widząc jak stopniowo na jego twarzy rośnie coraz to większy szok.
- Co? – jęczy.
Zakrywam twarz włosami spuszczając głowę. Mam rozwiązane włosy! Ugh!
Zaraz…
KURWA!
- Harry, dlaczego jestem w samych majtkach i… kogoś bluzce?! – piszczę, zabieram kołdrę z łóżka na którym spałam.
- Ja pedoole! Oddaj nuńka. – bełkocze Niall w poduszkę. Co oddaj?
Jestem w samych majtkach! Wyczekująco wpatruję się w bruneta, uśmiecha się pod nosem, a w policzkach kształtują się urocze dziurki.
- Mojej koszulce. – mówi miękko. CO?!
- O, mój boże! Dlaczego nic nie pamiętam?! Co tu się działo? – pytam bardziej siebie, niż jego.  Harry cicho się śmieje. Nie. NIE! Ja coś… My razem. N I E !! Wpatruję się w niego z przerażeniem.
Puszcza mi oko.
Mocniej opatulam się kołdrą.
Siadam na fotelu z przerażeniem uświadamiając sobie, co mogłam zrobić.
- Wracając… JAK TO NIE JESTEŚ PEŁNOLETNIA?! – wydziera się Harry. Odruchowo łapię się za głowę.
- Możesz trochę ciszej? Niektórzy próbują spać. – bełkocze Zayn przewracając się na drugą stronę.
- Dlaczego nie powiedziałaś? – pyta już szeptem, patrząc wyczekująco.
Mój mózg teraz jednak przetwarza coś innego, a mianowicie: JAK MOGŁAM PRZESPAĆ SIĘ Z STYLES’EM?!
- Nie pytałeś. – odpowiadam, karcąc go wzrokiem.
To nie może być prawda. Co się wczoraj działo?
- Powiedz co się działo, wszystko. – błagam wstając.
- Jest niepełnoletnie. – szepcze głupio się uśmiechając. Ignoruje mnie totalnie. – Ile ty masz lat, co Evans?
Wkurzona ściągam z siebie kołdrę i rzucam się na łóżko. Przypominam sobie, że jestem prawie goła i ponownie wstaję.
- Pytam się coś. – mówi groźnie.
- Odpierdol się Harry. Nie mogłeś powstrzymać tych swoich łap? Lubisz wykorzystywać piane nastolatki, co? – syczę na niego.
- Co ty pierdolisz, Evans?
- Jak to co? Boże! Brzydzę się tobą… i sobą! Gdzie są moje ciuchy?! – złość ze mnie kipi. Związuje włosy gumową bransoletką, którą zawsze mam na lewej ręce.
- Ty myślisz, że? – Harry głośno zaczyna się śmiać. Pozostali zaczynają kląć i zmieniać pozycje na łóżkach, podłodze.
- Boże, ludzie idźcie pokłócić się gdzieś indziej. – radzi Louis.
- Jesteś okropny! – krzyczę na lokowatego. Jak on śmie się jeszcze śmiać?
- Myślisz, że bym cię dotknął, suko?! – no i wracamy do punktu wyjścia… - Graliśmy w butelkę, czy karty nie pamiętam… w rozbieranego. Zostałaś w samym staniku, kurwa Zayn prawie się na ciebie rzucił. Dali ci szansę, żebyś w zamian za… - w jego oczach ostrzegam  małą iskierkę. -…coś, rozebrała z jednaj rzeczy któregoś z nas. No i kurwa nie mam pojęcia czemu akurat wybrałaś sobie mnie i MOJĄ koszulkę. – patrzy na mnie z udawanym niedowierzeniem.
Nie przespałam się z nim! – świętuję w środku małe zwycięstwo, ale tylko kilka sekund – ponownie uświadamiam sobie o ilu rzeczach z wczoraj nie wiem.
- Jesteś pojebany. – szepczę.
- No dobra, chyba sobie już nie pośpimy. – z podłogi podnosi się GOŁY Zayn. Piszczę cicho i szybko zakrywam oczy.
Mulat i pozostali lekko wybudzeni  wybuchają śmiechem.
- Dlaczego jesteś goły? – jęczę.
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. – odpowiada z nutką rozbawienia w głosie.
- Nie jestem goła, jej noo… możecie mi powiedzieć gdzie są moje ciuchy? – odwracam się tyłem do reszty.
- Obawiam się, że już ich nie odzyskasz.
- Słucham, dlaczego?! – odwracam się z powrotem w stronę Zayna, ten z rozbawieniem wpatruje się w okno.
- Taa, raczej nie odzyskasz. – mruczy Harry.
Podchodzę do okna, na dworze powoli zapada noc, niebo jest cudownie różowe… mój stanik wisi na drągu zamiast flagi…
Zaraz… CO?!
- Skąd to się tam wzięło? – zakrywam usta dłonią widząc resztę ubrań porozrzucanych po placu, nie tylko moich.
- Jednym słowem. Impreza się udała! – słyszę nad uchem głos Louis’a.
Taa, widać.
Nagle w pokoju rozlega się miarowe, mocne uderzanie w drzwi. Podskakuję z zaskoczenia. Nim zdążamy zareagować drzwi się otwierają, a do pokoju wchodzi…
- Damon?! – krzyczę z zaskoczenia.
- W rzeczy samej. Proszę cię o opuszczenie tego… pokoju. – wszystkich obdarza swoim kpiącym uśmiechem. – Boże człowieku ubierz się, one jest jeszcze niepełnoletnia. – zwraca się do Zayn’a.
Bardzo powolnym krokiem kieruję się do wyjścia.
- Masz, załóż. – Liam podaje mi czarne legginsy. Zerkam na niego podejrzliwie. Szybko wsuwam je na siebie i wychodzę na korytarz. Gdzie ja się właściwie znajduję?
Damon tu jest! On mnie zabije.
- Morda w ziemię i nie kiełkuj! Później cię znajdę golasie. – Damon ‘grozi’ Mulatowi. Zamyka drzwi i nie patrząc na mnie prowadzi przez korytarz. Czyli wychodzi na to, że jestem w części mieszkalnej chłopaków…
- Jedziemy do domu, leć się przebrać. – mówi tylko otwierając przede mną drzwi do mojego pokoju.
- Co, ale jak to?! Damon wszystko ci wytłumaczę. – próbuję się bronić.
- Owszem, wytłumaczysz. – uśmiecha się, jego uśmiech jest specyficzny - usta unoszą się tylko z jednej strony. – Nie patrz się tak na mnie… jak bym ci matkę zabił. Raz, raz auto zając, niedługo ucieknie. – klaszcze w ręce poganiając mnie.
Wybieram z szafy zieloną, luźną bluzę z kapturem i szare legginsy. Ubieram się, a włosy wiąże w warkocz.
- Masz minutę. – uchyla drzwi i szybko je zamyka.
- Jestem gotowa. – buczę, wychodząc do niego.
Wsiadamy do samochodu, przez jakieś trzydzieści minut nie rozmawiamy w ogóle.
- Więc po co to wszystko? – pytam w końcu.
- Dostałem bardzo ciekawe zdjęcia… i mama chciała cię uściskać. – zerka na mnie i lekko się uśmiecha.
- Zdjęcia?
- Po pierwsze obiecałaś nam, że nie będziesz chodziła na imprezy, po drugie zgodziliśmy się na akademik tylko i wyłącznie bo ty tego chciałaś, po trzecie… no dobra trzeciego nie ma. Bella jesteś niepełnoletnia, spożywałaś alkohol i robiłaś rzeczy których teraz nie pamiętasz. Zostaniesz w domu dopóki ja i Emmet nie wrócimy. – tłumaczy. – Mama nie może zostać sama, wiesz przecież.
- Ale ja… szkoła. Muszę iść w poniedziałek na zajęcia. – mówię cicho.
- Wiesz nie wiem co zrobić. Piłaś, spotykałaś się z jakimiś chłopakami, a obiecałaś mi że…
- Demon ja nie miałam zamiaru tak spędzić weekendu. Miałam iść tam tylko na godzinę. A chłopaki? Nie rozumiem o co ci ostatnio chodzi przecież wiesz, że żaden jakoś nigdy się za mną nie uganiał.. – przerywam mu.
- Masz niską samoocenę, skarbie. A teraz posuń się Emmet zaraz wsiądzie.
Nigdy. Ale to nigdy nie rozumiałam tego człowieka. Ale teraz przechodzi samego siebie. Przejeżdżamy przez kilka przecznic, stajemy aby Emmet mógł wsiąść.
- Hej Mała. – przytula mnie.
- Hej Duży. – przedrzeźniam go.
- Ej słyszałem, że nieźle poimprezowałaś dzisiejszej nocy. – puszcza mi oko.
- Wolałabym nie imprezować, ale nie miałam wyjścia. – wzdycham ciężko. Emmet się śmieje.
- Mówiłeś jej Damon? – zwraca się do mojego brata.
- Taaa.
- Jak będziesz cicho i powiesz Kate, że jedziemy koncertować to my również nie piśniemy słówka mamie o twojej szalonej nocy. – proponuje Emmet. Bez dłuższego zastanowienia zgadzam się. Niepotrzebnie bym ją denerwowała.
Po kilku minutach powiadamiają mnie jeszcze o dzisiejszym koncercie, który mają za dziesięć minut… Z wielką niechęcią idę z nimi za kulisy.
- To jak Młoda? Zaszczycisz nas dzisiaj swoim głosem? – pyta mnie Jake kiedy już docieramy na miejsce. Emmet i Damon poszli się przebrać.
Kiwam przecząco głową. Głośno tu, wszyscy piszczą i się drą. Moja głowa pęka.
- Masz może jakąś tabletkę? – pytam cierpko.
- Jasne. Kac? – śmieje się.
- To wcale nie śmieszne. – buczę idąc za nim w stronę jakiegoś pokoju.
Jake jest perkusistą w ,,Expensive”, dłuższe blond włosy, wysoki, błękitne oczy. Ładny, ale nie ma tatuaży ani nic z tych rzeczy…. Szkoda.
- Proszę. – podaje mi białą pastylkę. Dziękuję i szybko ją połykam. Wdrążamy się z nim w rozmowę, jest naprawdę miły, ma dwadzieścia jeden lat z tego co wiem… i bardzo ładnie rysuje. Jednak nie poszedł do żadnej szkoły plastycznej. Nie pytam dlaczego. Znam się z nim długo, ale nigdy nie rozmawialiśmy dłużej niż pięć minut.
- Tu cię mam. Za trzy minuty na scenie Jake. Bella spadaj za kulisy, chyba że… śpiewasz? – pyta podejrzliwie. Ponownie kiwam przecząco głową. Udaję się za kulisy i zakładam słuchawki stolarskie, za Chiny nie wiem skąd Emmet je wytrzasnął, ale za to go kocham. W nich jest cicho i spokojnie, praktycznie nie słyszę nic.
Nucę cicho jakąś melodię i zdaje sobie sprawę, że z chęcią bym zaśpiewała. Naprawdę to lubię, ale nie dziś. Kiedyś chodziłam z chłopakami na próby… hmm to znaczy próby przychodziły do naszego domu, a ja i tak nie mogłam się na niczym skupić więc korzystałam z okazji i śpiewałam z nimi. Napisałam nawet piosenkę, którą zaśpiewałam kilka razy na ich koncertach. Ale stwierdziłam, że to za dużo stresu i już od jakiegoś roku się tym nie zajmuję…

Po dwóch godzinach, może dwóch i pół… Emmet przebudza mnie z cudownej drzemki którą sobie ucięłam i prowadzi do samochodu. Po kolejnych trzydziestu minutach wjeżdżamy na duże podwórko, a moim zaspanym oczom ukazuje się nasz cudowny ogród z wielkim osiemnastowiecznym budynkiem. 

♥♥♥

Hej kochani! ♥
Rozdział miałam dodać wczoraj, ale chciałam go troszkę dopcować i oto takim cudem jest dziś! ;>Przepraszam za wszelkie literówki etc.
Kochani moi!
WESOOOOŁYCH ŚWIĄT! SPEŁNIENIA NAJSKRYTSZYCH MARZEŃ! ZDROWIA, RADOŚCI I DUUUUŻO MIŁOŚCI <3
ŻYCZĘ JAA ♥
KOCHAM WAS!
Jutro urodziny Luis'a :')
On nadal ma 21 lat, 21 LAT! ♥
Dodam chyba specjalną notkę z tej okazji, ale już dzisiaj chcę mu życzyć żeby zawsze był takim wspaniałym wariatem, żeby kochał i El i Hazzę tak samo :D
Wszytskiego Naj Louuuuu ;*
Do jutr w takim razie! :D
Julia ♥

PS. Damon i Jack :')
Kto oglądał #Titanic? @.@
Ja tak!



niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 9

Impreza jest jakby zamknięta… mogą wejść na nią osoby z listy, którą pisałam wczoraj z Arriane pół nocy! Jak to ona powiedziała?
,,-Jestem perfekcjonistką.”
Taa, przekonałam się o tym na własnej skórze. Wchodzę do klubu, wchodzę? Nie… raczej szuram po powierzchni chodnika człapiąc jak kaczka, mówiłam że nie umiem chodzić na obcasach? A co dopiero na platformach! Wolę nawet nie myśleć, jak strasznie musi to wyglądać…
Muzyka jest niesamowicie głośna! Widzę jak usta Arri się otwierają i jestem wręcz przekonana, że mówi coś do mnie, ale niestety… albo stety tego nie słyszę.
Kiwam głową, nie mając pojęcia na co właśnie się zgodziłam, a Arri łapie mnie pod rękę i z szerokim uśmiechem na ustach gdzieś ciągnie. Uśmiecham się do wszystkich których po drodze mijamy.
Wychodzimy w jakiś korytarz gdzie jest już troszeczkę ciszej i można normalnie porozmawiać.
- Na pewno zgadzasz się na taki układ? – pyta Arri unosząc brwi w zdziwieniu.
Jestem wręcz pewna, że musi to być coś strasznego.
- Yy… a możesz powtórzyć to co powiedziałaś wcześniej, nie słyszałam cię.
- Siedzisz do końca pilnując żeby wszyscy wrócili szczęśliwie do domów. – mówi.
Miałam rację, ale to jest jeszcze gorsze niż mogłabym się spodziewać!
- To twoja impreza, sama ich sobie pilnuj! –proponuję.
- Mam zamiar się napić, nie wiem czy będę w stanie to wszystko ogarnąć.- pociera dłonią czoło.
- Uh! Arri no, musze się jeszcze pouczyć. – musiałam wykorzystać ten argument. – A zresztą nie dotrwam do końca w tych butach.
- Dotrwasz. Lecę do gości, jakoś się później złapiemy. – mówi szybko i przelotnie całuje mnie w policzek, znikając za rogiem.
- Ale Arri…- zaczynam, ale już jej nie ma. – Cudownie. – fukam pod nosem.
- Szukasz kogoś? – gorący oddech ociera się o skórę mojej szyi. Wzdrygam się lekko słysząc zachrypnięty głos osoby której wolałabym dziś nie spotkać. Harry.
Dłonie kładzie na moich ramionach, lekko je pocierając. Staje przede mną.
- Czego chcesz? – jęczę.
Boję się go po naszej porannej… konwersacji. Jest zdecydowanie ostatnia osobą z którą mam chęć rozmawiać właśnie teraz!
Przenosi dłonie z moich ramion na plecy, pociera je lekko – skórę przeszywa ciepły prąd. Delikatnie przyciąga moje ciało do swojego, opierając brodę na moim barku.
- Ciebie. – szepcze wprost do mojego ucha. Słowa trafiają we mnie jak ostrza. Nie jest to przyjemne, ale nie robię nic by go od siebie odepchnąć. Wręcz przeciwnie, zmagam się z własnymi myślami. Chcę go bliżej…
Wzdrygam się lekko, słuchając własnych myśli.
Odpycham go od siebie. Wcale nie chcę jego bliskości.
Idę w tłum, próbując się jakoś wmieszać. Nie bardzo mi to wychodzi, ponieważ czuję jego rękę na moim ramieniu, odwraca mnie w swoją stronę i ponownie przyciąga do swojego ciała. Dłonią wędruje wzdłuż mojego ciała, zatrzymuje się przy udzie wędrując w górę, aż do mojego policzka, jest to dla mnie tak nowe i intymne…
Napinam wszystkie mięśnie i wzdycham lekko.
Nie panuję aktualnie nad swoimi emocjami, ruchami. Poddaję się temu co chce on, dopasowuję się do jego ruchów.
- Dobra dziewczynka. – ponownie szepcze mi do ucha, rozpływam się czując jego zapach. Duże dłonie wędrują po moim ciele w końcu lądując na biodrach, nie wiem gdzie podziać swoje ręce, więc zaplątuję je na jego karku. Lekko kołyszemy się w rytm szybkiej muzyki, spocone ciała skaczą wokół nas. Harry przyciąga mnie jeszcze bliżej, między naszymi ciałami nie ma praktycznie odstępu, wtulam się w jego ciepłą pierś. Ciepły oddech muska moją rozgrzaną szyję, po chwili przywierają do niej zimne usta lekko ssąc i gryząc wrażliwe miejsce.
Ała! Otrząsam się lekko i czym prędzej próbuję wyrwać Harry’emu. Mocniej ściska moje biodra i przegryza skórę, zimny kolczyk w jego wardze ociera się o moją szyję, dreszcze wstrząsają moim ciałem.
- Puść mnie! – próbuję przekrzyczeć tłum.
Co ja najlepszego robię? On bawi się mną, bawi się moimi uczuciami. Nie patrząc na niego, mogę powiedzieć, że się uśmiecha. Lekko dmucha malinkę, którą właśnie mi zrobił. Cmoka i puszcza.
Tak jak myślałam, zawadiacki uśmiech gości na jego twarzy. Spoglądam w jego oczy, nie mogę odgadnąć jakie uczucia nim kierują. Lekkie rozbawienie i coś jeszcze…
- Teraz jesteś moja. – oświadcza, zerkając na moją szyję.
- Co ty sobie wyobrażasz? – mówię, jestem wręcz pewna iż tego nie usłyszał. Odwracam się i przepycham przez tłum.
Jestem tak głupia. On z kolei jest nienormalny! Najpierw wyzywa mnie od suk, obraża, a teraz robi takie rzeczy. Coś jest nie tak. Podchodzę do jednej z loży, zauważam Liam’a i Niall’a więc siadam na wolnym miejscu.
- Hej Cass! – Liam przekrzykuje muzykę, odpowiadam tym samym. Niall lekko mnie przytula.
- Zayn poszedł po alkohol, chcesz coś Harry? – słyszę.
Harry?
Odwracam się, szedł za mną. No tak. Kiwa twierdząco głową na pytanie Niall’a i siada naprzeciwko mnie.
Odwracam wzrok.
Kilka minut później przychodzi Zayn z Louis’em ręce mają pełne alkoholu. Robi mi się niedobrze więc wstaję.
- Gdzie idziesz? – pyta Zayn, bacznie mi się przeglądając.
- Muszę się przewietrzyć. – odpowiadam. Przeciskam się przez tłum. W końcu docieram do drzwi. Wychodząc czuję przyjemny powiew wiatru na całym ciele, jest ciepło jak na wrzesień i to w Anglii…
Jednak po kilku minutach siedzenia na pniu skrzywionego drzewa, kilka metrów od budynku w którym jest dyskoteka – robi mi się zimno.
Nie wracam tam, o nie. Nie mam zamiaru widzieć… Harry’ego. Pocieram zaczerwienione miejsce. Syczę z bólu, kiedy zahaczam o nie palcem. Wstaję i otrzepuję spodenki.
Nie. Nie! Zapomniałam torebki. Ze zbolałą miną odwracam się w stronę wejścia do budynku. Moim oczom ukazuje się smukła sylwetka Harry’ego. Idzie tu! Rezygnuję z wcześniej podjętej decyzji, zmieniam kierunek na przeciwny. Podążam dosyć szybkim krokiem, na ile umożliwiają mi to buty.
- Cass! – krzyczy Harry. Słyszę go zbyt wyraźnie co oznacza, że jest kilka metrów za mną. Ściągam platformy i rzucam się biegiem przed siebie. Nie mam pojęcia gdzie się znajduję, skręcam w kolejną uliczkę. Podpieram się murku i kucam, ciężko dysząc zerkam za siebie.
Kurwa.
Biegnie tu. Czego on chce? Nie rozumie, że nie chcę mieć z nim nic do czynienia?
Z niechęcią prostuję się i biegnę dalej. Dobiegam do jakiegoś parku, który praktycznie nie jest oświetlony… jeśli jest tu jakiś staw, mam przerąbane. Wbiegam na ścieżkę między drzewa, odwracam się by zobaczyć, czy brunet nadal za mną biegnie.
Miłym zaskoczeniem jest to, że … nie ma go! Spowalniam tępo i szybkim krokiem zagłębiam się w ciemny park. Niechcący stąpam na szyszkę, syczę z bólu i powoli kuśtykam dalej… do nieznanego mi celu.
- Gdzie ci się tak śpieszy? – pyta chłopak z ciężkim brytyjskim akcentem. Wpadam na niego i zaczynam piszczeć. Serce nienaturalnie przyspiesza, kiedy duża dłoń zatyka mi usta. Przyciska mnie do siebie, serce powoli się uspakaja, jednak nie na tyle aby utrzymać normalny rytm. – Co z tobą nie tak? – syczy mi do ucha. Ciepły oddech muska moją szyję. Jest zmieszany z miętą i alkoholem.
Ja pierdole, opanuj się Cassandro! – karcę się w myślach.
- Nie krzycz. – mówi jeszcze i wolno zabiera dłoń. Jego zapach ponownie dociera do moich nozdrzy. Dlaczego on tak ładnie pachnie?! Dlaczego właśnie ON?!
- Przestraszyłeś mnie. – rzucam, wyszarpując się z jego objęć.
- Trzeba było nie uciekać.
- Trzeba było mnie nie gonić. – odgryzam się.
- Trzeba było się zatrzymać!! – krzyczy.   
- Czego chcesz? – karcę się w myślach za źle sformułowane pytanie. – Mogę ci w czymś pomóc? – szybko się poprawiam. Jego usta wykrzywiają się w lekkim uśmiech, jednak szybko przybiera kamienny wyraz twarzy.
- Zapomniałaś telefonu… znowu. – zza pleców wyciąga moją ‘’torebkę’’. Próbuję mu ją wyrwać, jednak jest szybszy i podnosi ją do góry.
- Nie tak szybko. – uśmiecha się przebiegle. Wzdycham ciężko i zaplatam ręce na piersiach.
- Harry… - mówię błagalnie. Nagle głośny grzmot zrywa wichurę, piszczę cicho. Burza… Nienawidzę burzy i grzmotów – taka tam trauma z dzieciństwa. Coś czuję, że zaraz lunie deszcz.
- Boisz się deszczu? – pyta rozbawiony.
Co w tym takiego śmiesznego? Nie odpowiadam.
Pierwsze krople zimnej cieczy, zaczynają lecieć z nieba. Eh, nie ważne niech sobie zatrzyma ten telefon. Zerkam na niego ostatni raz i ponownie zaczynam biec tyle, że w drugą stronę do wyjścia z parku. Krople spadają w coraz to większych ilościach. Silna dłoń łapie mnie za przedramię. Na ramiona opada miękki materiał.
- Przeziębisz się. - chrypie Harry, delikatnie łapie mnie za nadgarstek i szybkim krokiem prowadzi w stronę dyskoteki. 
Boże! Jaka ja nie rozumiem tego chłopaka. Jego nastrój... zmienia się sześć razy na minutę. Fukam cicho i próbuję dorównać kroku brunetowi. Ranna noga w niczym mi nie pomaga.
- Mocno cię boli? Dasz radę dojść? - pyta opiekuńczo Harry.
- Daj spokój. - syczę i mocno przegryzam wargę ponownie źle stąpając na płaszczyznę, jakby mogło się wydawać. 
- Musisz być zawsze taka uparta? - chłopak zatrzymuje się i chwyta mnie w pasie unosząc do góry. Czuje się niczym zaskoczona księżniczka, ale i zniesmaczona. Niekoniecznie ON musi być moim księciem. 
- Niedawno obrażałeś mnie, że jestem gruba. - mamroczę w jego ramię. Jego zapach wytężył się przez deszcz.
- Często mówię coś, żeby tylko kogoś zranić. Niekoniecznie jest to prawdą. - tłumaczy. Docieramy do drzwi, następnie Harry stawie mnie na ziemi. 
- Chodź zobaczymy, czy wszystko okej z twoją nogą. - przekrzykuje muzykę. Lekko kiwam głową, zgadzając się z nim. Ludzie popychają mnie, ocierają się o mnie jednak wszystko dzielnie znoszę, krocząc za brunetem.
Wchodzimy do DAMSKIEJ toalety, Harry każe mi usiąść, a sam szpera po szafkach. Zerkam w lustro i ciesze się, że nie zdecydowałam się dzisiaj na jakikolwiek makijaż. Kucyk trzyma się, jednak wyglądam jak ulizany chomik. Serio.
- Pokaż. - lokowaty siada na przeciwko mnie i spogląda jednoznacznie na moja nogę.
- Harry, to nie jest konieczne. - mówię, jednak on mnie już raczej nie słucha. Kładzie sobie moją nogę na udach i syczy cicho niepewnie na mnie zerkając.
- Wygląda... strasznie. Może cię trochę szczypać. - uprzedza, wlewając płyn z białej buteleczki na piały papier. Delikatnie oczyszcza ranę - łzy bólu spływają mi po policzkach. Jest to niekontrolowana, jednak jestem na siebie wściekła, że pozwalam sobie na takie coś. To tylko głupia ranka. Po zdezynfekowaniu owija moją stopę białym bandażem. Dziękuję mu i wychodzę z łazienki na boso. 
Teraz w sumie jesteśmy jakby kwita. Ja opatrzyłam mu rękę, on m stopę... Może w końcu sobie odpuści?
Docieram do boksu, w którym siedzą już wszyscy z paczki Arri.
- Oho! Jest nasza zguba! - krzyczy Liam zerkając na mnie z szerokim uśmiechem. Tuli do siebie Danielle. Są w świetnych nastrojach, więc muszą się świetnie bawić.
- A raczej dwie! - bełkocze Arri. Obok mnie pojawia się Harry. Siadam obok Eleanor i lekko się do niej uśmiecham, jest taka nieśmiała. Louis cmoka ją w usta, chwilę później wstępują jej rumieńce na policzki. 
- Zayn poczęstuj Cassandrę i Harry'ego jakimś swoim specyfikiem. - proponuje Niall.
- Sie robi. - puszcza mi oko. Rumienie się, jesu! 
Po kilku... kilkunastu drinkach. Nazwanych przez nas ,,Tamlinsony", powiem tyle, że nazwa powstałą w dość nietypowych okolicznościach... Louis jest bardzo... on po prostu nie lubi przegrywać. O tym kiedy indziej...
- Harry, Cassandroo! Teraz wasza kolej! Tamlinson i sweeeeet focia. - Louis postanowił każdemu z tutaj zebranych ''strzelić'' zdjęcie, tuż po napiciu się drinka.
- Nieee, ja nie. - bełkoczę.
- Mała! No dawaj, jednaa. - Harry zerknął na mnie czerwonymi od alkoholu oczami.
- No dobrze. Ale tylko jedna. - chichoczę, alkohol przesiąknął mnie już całą.
Po kolejnych drinkach, robiliśmy kolejne zdjęcia. Około drugiej w nocy zaczęliśmy grać w butelkę, później nic nie pamiętam.

♥♥♥
Jest rozdział ^^
Czytajcie i oceniajcie w postaci komentarzy jak mi poszło ;3
Dziękuję za ponad 3,300 wejść! <3
Jesteście kochani ;*
Dziękuję za komentarze!
No i mały bonus:
Postanowiłam dodawać zdjęcia, ale tylko sporadycznie. Związane z opowiadaniem, 
oczywiście nie musicie zwracać na nie uwagi, ponieważ to jest moja
wizja bohaterów i ogólnie wszystkiego. No więc popaczie sobie jeśli chcecie:

Cass i Harry:
Cass i Zayn:


Cass i Niall:


Cassandra powinna mieć związane włosy XD Ale nie znalazłam żadnego innego zdjęcia ;C
Ps. To są te zdjęcia co robił Louis <3

Dziękuję jeszcze raz! <3
Love you ALL ♥♥
Julia ♥


piątek, 6 grudnia 2013

Rozdział 8

Sobota. Sobota rano, tydzień w szkole i mogę spokojnie powiedzieć, że nie jest źle. Ludzie są mili… co niektórzy przynajmniej. Ostatnie dni spędziłam z Arriane na przygotowaniach jej imprezy – dużo czasu spędziłam z jej znajomymi, są w porządku oprócz Gabby i Harry’ego oczywiście – taa, nie przypadliśmy sobie zbytnio do gustu, lokowatego nie widziałam od środy, podobno wyjechał do rodziny… tak na początku roku? No nie ważne, ale chyba dzięki temu, że go nie widzę mam dobry humor. A Gabby? Od środowego ‘’spojrzenia sobie w oczy’’ nie widziałam jej. Jednak jakoś nie sądzę, aby odpuściła sobie upokarzanie mnie. Tego samego dnia, zbliżyłam się z Liam’em. Jest naprawdę świetny, nie spodziewałabym się tego po nim.
,,- Twoje oczy są czarujące. Nie wiem jak ty to robisz, ale jak się w nie spojrzy – to człowieka do Ciebie ciągnie.’’ – rzekł Liam uśmiechając się, a wokół oczu zrobiły mu się lekkie zmarszczki.”
Tak zaczęła się nasza pierwsza rozmowa na stołówce, tuż po jego szoku na to jak przez kilka sekund toczyłam z Gabby ‘’bitwę na wzrok’’. Chyba jestem za bardzo uprzedzona do ludzi… Poznałam Danielle – jego dziewczynę, jest urocza. Naprawdę się kochają – nie widziałam jeszcze tak związanych ze sobą emocjonalnie ludzi.
- Uważaj jak łazisz! – krzyczy na mnie chłopak, któremu niechcący wytrąciłam telefon z dłoni.
- Przepraszam. – dukam i biegnę dalej.
Ach tak, jeśli o tym mowa… wzięłam się za swoją kondycję! Zayn, Niall i Louis na W-F’ie mają ze mnie naprawdę niezłą polewkę, więc wzięłam się za siebie. Pokonuję ostatni zakręt i wbiegam na teren campus’u. Dzisiaj ta nieszczęsna impreza. Miałam zamiar nie iść w ogóle! Ale Arri by mnie zamordowała, więc pójdę na dziesięć minut, później mam zamiar zmyć się do akademika pod pretekstem nauki. Pokonuję ostatni schodek na piętro na którym znajduje się nasz pokój. Wyciągam słuchawki z uszu i zerkam na godzinę. Siódma! Równiutko.
Bravo Cass.
- Pobuuudka!!! – krzyczę otwierając drzwi na szerz, a te z hukiem uderzają do ścianę. Zaskoczeniem jest to, że Arri siedzi przy swojej toaletce malując oczy.
Arriane piszczy. – Kurwa! Cass jeszcze raz tak zrobisz, a cię zabiję! Obiecuję. Już trzeci raz poprawiam tą kreskę! – krzyczy.
Śmieję się.
- Pomóc ci? – pytam przysuwając sobie krzesło, na którym siadam. Zabieram eye-liner z jej trzęsącej się dłoni i maluję równiutką kreskę na lewej powiece. Z zniesmaczoną miną zerka w lustro, rozszerza oczy i przybliża głowę bardziej do lustra. Unosi głowę i spogląda na mnie z uniesionymi brwiami.
- Serio nigdy się nie malowałaś? – pyta podejrzliwie wskazując na czarną kreskę, którą jej namalowałam.
- Serio, serio. – uśmiecham się przebiegle.
- Jakoś nie wierzę. – mruczy ledwo słyszalnie pod nosem. Ignoruje jej komentarz, podchodzę do szafy i wybieram ciuchy na dzisiejszy dzień - granatowe rurki i różową ‘’oczojebną’’ bluzkę.
- Wiesz… gdyby nie to, że twoja dupa wygląda zajebiście sexy w tych rurkach to bym ci przyłożyła z buta. Jak możesz ukrywać taaaką figurę?! Już nie jesteś małą dziewczynką, czas dorosnąć do ciuchów. Już nie masz siedemnastu lat! – bulwersuje się czerwono-włosa.
- Właściwie to mam. – mrugam do niej.
Poszłam rok wcześniej do szkoły niż wszystkie dzieciaki, później wynikły małe komplikacje z zamieszkaniem w akademiku – nie mając ukończonych osiemnastu lat, ale Emmet z Damon’em jakoś to załatwili. Tak więc można usprawiedliwić zachowanie moich braci i mamy – martwią się o mnie, bo mają prawo. Nie jestem pełnoletnia.
- CO?! – krzyczy Arri. – To jak ty wczoraj kupiłaś ten alkohol?! – kontynuuje. Wczoraj Liam, Roland i Dani zaprowadzili nas do jakiegoś nowego baru, alkohol sprzedawał młody chłopak… uśmiechnęłam się jak zapytał o dowód, on odwzajemnił go i podał szklanki już o nic nie pytając.
Na pytanie Arri tylko wzruszam ramionami.
- Zaczynam się ciebie bać. – mówi, układając zęby w szczerym uśmiechu. Zabieram naszykowane ciuchy i idę do łazienki. Czekam chwilkę na zwolnienie kabiny i biorę długi, gorący prysznic. Wycieram ciało, a włosy obwiązuję ręcznikiem w tak zwany ‘’turban’’. Zakładam czyste ciuchy i z powrotem wracam do pokoju.
- Kogo my tu mamy. – wita mnie ohydny głos Gabby, a sekundę później gardłowy śmiech Harry’ego. Zamykam za sobą drzwi, brudne ciuchy wrzucam do worka na brudy, który trzymam w szafie. Powinnam dziś iść do pralni – zapisuję to w swojej pamięci.
- Arri, serio? – zerkam błagalnie na czerwono-włosą. Odpowiedna mi grymasem i wzruszeniem ramion. – Możesz proszę zejść z mojego łózka? – zwracam się do lokowatego.
- Raczej nie. – odpowiada obojętnie. Wzdycham głośno i ściągam ręcznik z włosów. Siadam przed toaletką Arri i podejmuję się próbie rozczesania poplątanych włosów w chwili gdy pozostali zaczynają mało obchodzącą mnie dyskusję. Kilka minut później poddaję się i przed wcześniejszym uprzedzeniem zebranych tu ludzi, włączam suszarkę. Nie mam siły do tych włosów, niby proste – jednak trudne, że tak to ujmę.
Dopiero po wysuszeni udaje mi się je ogarnąć, w chwili kiedy mam zamiar wiązać kitkę – zaczyna dzwonić mój IPhon. Zrywam się z krzesła i podchodzę do mojego łóżka, na którym leży Harold.
- Daj mi telefon. – rozkazuję Harry’emu. Uśmiecha się głupkowato i lekko unosi swoje biodra do góry. Marszczę czoło. Że niby ma go pod dupą?! Och! No błagam! – Możesz mi go… podać? – dławię się powietrzem. Zwracam uwagę na jego dzisiejszy strój: czarne, starte na kolanach rurki i biała koszulka z troszkę większym kołnierzem niż w każdej innej. Dlaczego on musi być… taki?!
- Złotko… - zaczyna.
- Och! Daj spokój. – mówię, schylam się nad i wkładam rękę pod jego ciało. Unosi kolano tak, że podcina mi nogi i upadam na niego. Piszczę cicho. Leżę centralnie na nim, z twarzą przyciśniętą do jego piersi. Już mam zacząć się bulwersować, kiedy do moich nozdrzy dociera jego zapach. Obezwładnia mnie, cudowny…
- Serio Harry?! – pyta Gabby. Głupio to przyznać, ale z cichym fuknięciem zsuwam się z jego ciała, kładąc się obok.
Po co to było?
Odwraca twarz w moją stronę, nasze tęczówki się spotykają. Nigdy nie spotkałam się z tak intensywnym zielonym, jaki mają jego oczy. Są naprawdę…
- Nie warto zostawiać swojego telefonu przy mnie, powinnaś to wiedzieć. – mruczy mi wprost do ucha, przechodzą mi cudowne ciarki przez całe ciało. Wciskam rękę pod jego plecy, w palce chwytam telefon i spoglądam na ekran.
Harry?
C O ? ! Nie przypominam sobie, abym zapisywała jego numer w MOIM telefonie! Dzwonił do mnie? Teraz?! Unoszę swoje ciało na łokciach.
- Żartujesz? – spoglądam na niego w szoku. Prycha cicho, puszczając mi oczko. Niezdarnie przechodzę przez jego ciało, na co on tylko cieszy się jeszcze bardziej. Uderzam go w ramię i siadam na drugim końcu pokoju. Gdzie Gabby? – rozglądam się po pokoju, Arri jaki i Gabby… zniknęły.
- Harry, błagam cię po prostu powiedz o co ci chodzi! – spoglądam na niego błagalnie. – Spróbujmy się dogadać, powiedz co chcesz postaram się to zrobić, tylko zostaw mnie w spokoju. – kończę.
- Nie jesteś gotowa do tej rozmowy, kochanie. – siada na łóżku.
- Też tak myślę. – mówię do siebie. Wstaję i podchodzę do swojej szafy, telefon chowam w tylnej kieszeni spodni i sięgam po worek z brudami. Jak wcześniej postanowiłam, przyda mi się pranie.
Duże, zimne dłonie obejmują mnie w pasie – Harry obraca mnie w swoją stronę i przyciska do szafy, jęczę cicho.
- Chcę Ciebie. – mówi z ustami zbyt blisko moich. Jego oddech muska moje rozgrzane policzki. W brzuchu dzieje się coś dziwnego, a w głowie panuje prawdziwa burza myśli. Zmysły wytężają się zapamiętując każdy szczegół z twarzy Harry’ego.
- Żartujesz. – mówię stanowczo, próbując go od siebie odepchnąć. Kolanem blokuje mi drogę.
- Chcę Ciebie. Będziesz moja. – patrzy mi prosto w oczy. Długie włosy, które zazwyczaj są związane ciążą mi na ramionach.
- Co z tobą nie tak, Harry? – poodejmuję kolejną próbę odepchnięcia go od siebie. Nic, dłońmi zagradza mi drogę ucieczki – umieszcza je z dwóch stron mojej głowy.  Powoli zaczynam czuć strach.
- Zakochasz się we mnie. Nie będziesz mogła wypędzić mnie z myśli… - mówi dalej, jakby mnie nie słyszał. Łapie kosmyk moich włosów i wkłada go za ucho, otwieram buzię aby coś powiedzieć, ale zaraz ją zamykam. Do pokoju wchodzi Danielle, Harry szybko się ode mnie odsuwa.
- Hej Dani. – podchodzę do niej i mocno ją przytulam widząc jej zagubioną minę.
- Może ja… - zaczyna.
- Nie, Harry właśnie wychodził. – wyprzedzam ją. Gromię go wzrokiem, Harry jedynie śmieje się cicho i wychodzi.
- Cass? Co to było?! – piszczy Danielle.
- Nie wiem, to jakiś psychol! Błagam cię chodźmy stąd. – biorę w rękę worek i ciągnę ją za dłoń. W drodze wiąże włosy.
Dani jest lekko w szoku, to tak jak ja. Nie mam pojęcia co właśnie się stało. Mam nadzieje, że to był jeden z tych głupich żartów Mr. Styles’a. Nie mam zamiaru o tym myśleć. To czemu kurde, to nie chce wyjść z mojej głowy?!
Idę z Danielle do pralni gdzie piorę i suszę swoje ciuchy, a następnie z powrotem zanosimy je do mojego akademiskiego pokoju. W środku spotykamy Rolanda, Liam, Louis’a i Eleonor. Po długiej namowie Louis puszcza swoją ukochaną, zabieramy ją więc  na pyszny obiad – El okazuje się być strasznie nieśmiała, ale słodka. Danielle sprzedaje nam wszystkie plotki, opowiada i doradza. Po skończonym obiedzie idziemy jeszcze na małe zakupy, jednak nic sobie nie kupuję oprócz gum do żucia. Mam co prawda kartę, ale nie chcę wydawać kasy na bzdety, mamie i tak jest ciężko. Jednak Dani kupuje mnóstwo ciuchów. Kiedy docieramy do akademiku jest po dziewiętnastej, dostaje nam się niemały ochrzan od czerwonego elfa, czytaj Arriane. Niechętnie zakładam na siebie jasne, łososiowe spodenki i białą bluzkę – którą na siłę wpycha mi Arri, na rozpuszczone włosy i makijaż już nie udaje jej się mnie namówić.
- Kocie! Troszeczkę pudru cię nie zabije. – zapewnia mnie Arri, trzymając centymetr od mojej twarzy gąbeczkę nasiąkniętą drobinkami różu.
Kiwam przecząco głową.
- No to chociaż daj włosy rozpuścić. – prosi.
- Arriane! Naprawdę aż tak nieładnie mi bez tony makijażu na twarzy i wystylizowanej fryzurą? Nie bardzo zależy mi na wyglądanie…
- Udam, że nie słyszałam. Musi ci zależeć, zaraz osiemnastka, a nie chodzi mi o ‘’tonę makijażu na twarzy” jak to ujęłaś tylko o troszeczkę różu na policzkach! Masz piękne długie włosy, dlaczego nie chcesz ich rozplątać?! Przecież nie umrzesz od tego. – coś mi się wydaje, że czerwony elf powoli odpuszcza i tracie we mnie wiarę. Śmieję się w duchu. – Jesteś niesamowicie uparta Cassandro! – Arri tupie nogą niczym mała dziewczynka i z czerwoną twarzą siada na swoim łóżku.
- Nawet nie marz, żeby się sprzeciwiać co do założenia tych butów. Tego ci nie odpuszczę! – złość wręcz z niej kipi, wskazuje na białe platformy ustawione przy mojej szafie. Jęczę cicho.
- W życiu nie miałam na nogach szpilek! Chcesz mnie zabić?! Przecież one mają około piętnastu centymetrów! –krzycz na Arri, no normalnie na nią krzyczę. Dlaczego ona tak bardzo chce zmienić moje życie? Niby tylko wygląd, ale wygląd to praktycznie wszystko co mamy no i kwitek z uczelni z ocenami, ale tak czy tak to najpierw patrzą na wygląd. No tak kurde było jest i będzie, a niby to jest na drugim planie… ta jasne.
- To zabolało! – łapie się teatralnie za serce. – Jak mogłaś NIGDY nie chodzić w butach na obcasie?! – jest przerażona.
- Normalnie, wolę trampki. – wskazuję na swoje bordowe Converse.
- Więc czas na zmiany. – wstała z łózka, podeszła do szafy i wzięła swoje szpilki w ręce podają mi je, ze zbolałą miną przyjmuję je, siadam na swoim łóżku i zakładam platformy na stopy.
- Jak się zabiję, przeżyjesz najprawdziwszy Paranormal Activiti. Obiecuję ci to. – przyrzekam powoli idąc wzdłuż pokoju, po raz setny - próbując nauczyć się chodzić na wysokich butach.

- Oj tam, dobrze ci idzie. Łap torebkę – rzuca w moją stronę coś wyglądającego jak portfel. Mruczę ciche dzięki przyglądając się torebeczce. Na imprezę podrzuca nas kumpel Liama… Paul? Jakiś starszy facet, ale miły, przynajmniej mogę tak stwierdzić po piętnastu minutach znajomości. Wychodząc z samochodu, słyszę dudniącą muzykę.

♥♥♥

No więc tak, przepraszam, że dodaję naprawdę po długiej przerwie! :(
Miałam dodać w niedzielę, ale coś mi się zrypał ruter i komputer nie łapał zasięgu ;CC
Przepraszam jeszcze raz, następny będzie na 100% w przyszły weekend :)
Ten, miałam dodać jutro, ale w związku z tym, że idę na urodziny koleżanki dodałam dziś ;*
LOVE YOU ALL! ♥
Julia ♥
PS. BOOOSKIEE! <3 Śmiech Hazzy >>>>>>>>>>