niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 7

- Cass… wszystko okej? – Arriane dopada do mnie mocno mnie przytulając.
- Tak, wszystko dobrze. – zdobywam się na uśmiech. – A co to było? – wskazuję na drzwi.
- Usiądź. – prowadzi mnie do łóżka, siadam. – Słuchaj, co ty mu powiedziałaś? On… chciał żebym się do niego przeprowadziła. Co w ogóle nie wchodzi w grę, ale mniejsza o to. Dawno nie widziałam go tak zdenerwowanego. Czy on cię jakoś skrzywdził? Słuchaj znam go już długo i wiem jaki jest naprawdę. Dziewczyny są dla niego jak zabawki, każdego wieczoru inna. Nie szanuje naszej płci… Nie jest typem z którym możesz się po prostu przekomarzać. Jest strasznie uparty, a z małych kłótni wszczynają się bójki. Przynajmniej raz w tygodniu widzę go z siniakiem, lub rozciętą wargą. Powiedział ci coś niemiłego? Proszę, nie bierz tego do siebie… wyglądasz jakbyś płakała. – Arri gada nie pozwalając dojść mi do słowa. – Nie przejmuj się tym cokolwiek ci powiedział, on po prostu taki jest. Nie zmienisz go, wydaje mi się że dużo w życiu przeszedł. – kończy, patrząc na mnie wyczekująco. A ja zastanawiam się jak i co jej powiedzieć.
- Bo on… pokłóciliśmy się. Na W-F’ie uderzył mnie piłką, a później obudziłam się w gabinecie pielęgniarki,  on już tam był. Powiedział że mam zostawić cię, was wszystkich w spokoju, że jestem suką i do was nie pasuję, powiedział że ma przeze mnie tylko problemy. – na końcu załamuje mi się głos. Arri mocno mnie przytula. – Proszę mogłabyś po prostu powiedzieć mu, aby nie przychodził tutaj? Ja ograniczę nasze kontakty do jak najmniejszej możliwości. – uśmiecham się smutno.
- To że jest moim przyjacielem nie oznacza, że będę go słuchać! Proszę cię, Cass. – roześmiała się. – Miejmy go po prostu w dupie. Jesteś bardzo miłą i delikatną osobą, mam zamiar się z tobą zaprzyjaźnić! Meczy mnie już Gabby. – złapała mnie za dłonie lekko je ściskając.
- Na pewno? Nie chcę żebyś miała przeze mnie jakieś problemy…
- To już ustalone! A teraz zapraszam na zakupy. – pociągnęła mnie do góry. Podała mi jakąś szarą torbę i kazała za sobą iść. – Będziemy musiały ciągać za sobą Rolanda, nie mam samochodu… a  z Harry’m raczej nie mam ochoty dziś przebywać, nieźle się z nim o ciebie pokłóciłam. – puszcza do mnie oczko. - No więc poprosiłam Rolanda żeby pożyczył samochód od starszych i zgodził się robić nam dziś za szofera.
Posłałam jej wymuszony uśmiech, ponieważ myślami byłam już gdzieś indziej.
Nie chcę żeby przeze mnie kłóciła się z przyjaciółmi – to jest ostatnia rzecz o jakiej marzę. Przeżyłam tyle czasu bez przyjaciół więc i teraz dam radę. No ale coś zauważyłam, że aby przegadać moją współlokatorkę trzeba mieć naprawdę niezłą nawinkę. Z czego… przyznam się bez bicia… ja na pewno nie słynę. Jedziemy już jakieś pół godziny, Roland co jakiś czas zerka w lusterko obdarzając mnie współczującym uśmiechem. Z tego co wyłapałam Arri opowiada o balu, który MAMY zorganizować pod koniec października.  Tak mamy, to znaczy… Jak ona to nazwała? Dzisiejszy dzień jest okresem próbnym, jak mi dobrze pójdzie doradzanie jej to zgodzi się mnie przyjąć na pełny etat… Cokolwiek to znaczy – zaśmiałam się w duchu.
- Wiesz myślałam z Gabby nad strojami, ona stawia na coś mega sexi i mega krótkiego – zastanawia się przez chwile. – W sumie czego innego mogłam się po niej spodziewać. –dodaje z uśmiechem. – A Ty Cass? Jak myślisz?
Brrr… Gabby, od razu przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Jezu co jej odpowiedzieć? Już wiem, że nie będzie mnie na tym balu! Wspaniałomyślna Arriane pomyślała nawet o tym, by każdy przyszedł z osobą towarzyszącą. Cudownie!
- Ja – Um – Jeśli ma to być bal, to wydaje mi się że można zrobić go w bardziej ‘’starodawny’’ sposób. Mężczyźni w garniturze. – Roland ciężko wzdycha, puszczając mi przy tym pełne niedowierzania spojrzenie. – Przepraszam. – mówię bezgłośnie. – A my w długich sukniach. – kończę mówiąc już normalnie.
Taa, wyrwałam to z jakiegoś filmu. Długie sukienki w garnitur… pff. Jasnee.
- Też tak myślę! – piszczy, gwałtownie odwracając się w moją stronę. – No więc przegłosowane. Będą długie sukienki! A sale ubierzemy tak nastrojowo… wszędzie kwiaty! A sufit będzie wyglądał jak najpiękniejsze niebo…
Oj, chyba podsunęłam jej nowy temat. Upss…
Paplanina Arri nie kończy się nawet kiedy wychodzimy do sklepu. Duży ten sklep, bardzo duży. Po dwóch godzinach chodzenia mogę spokojnie stwierdzić, że po pierwsze: jest tak duży, że nawet sobie nie wyobrażałam, że jest taki duży, po drugie zdecydowanie zakupy z Arri to coś… na co trzeba mieć dużo energii i siły fizycznej – psychicznej też, ona zdecydowanie za dużo mówi! I po trzecie: nie mam siły! A tak poza tym w tym sklepie jest dosłownie wszystko!
- Po co ci tyle alkoholu?! – piszczę widząc jak dokłada chyba z dziesiątą skrzynkę wódki.
- Kochanie, uwiną się z tym w godzinę. – zapewnia mnie.
- Albo szybciej. – nuci Roland z chytrym uśmieszkiem. Przewracam oczami
- Znalazłaś te rurki? – pyta Arri spoglądając na mnie.
- Mhm, fioletowe czy czerwone? – pytam unosząc oba opakowania do góry.
- Fioletowe.
Po kolejnych dwóch godzinach chodzenia po sklepie, zaczynającego się od niewinnego zdania Arri: ,,- Jeszcze tylko coś słodkiego.” w końcu stoimy przy kasie z trzema wypchanymi po brzegi wózkami sklepowymi. Już nawet nie zwracam uwagi na dziwne spojrzenia ludzi. Zerkam rozbawiona na Arri i Rolanda, którzy zawzięcie wystawiają wszystko na taśmę.
Po kolejnych kilkunastu minutach zamykam bagażnik dziwiąc się jak to wszystko zdołaliśmy do niego upchać. Na dworze już robi się ciemno, dużo czasu zajęły nam te zakupy, ale nie powiem bo bawiłam się świetnie mimo tego iż jestem okropnie wykończona.
FUCK!
Muszę się jeszcze uczyć, a już wpół do 9!
- Może skoczymy jeszcze na jakąś kawę? - proponuje Arri.
- To dobry pomysł. -przytakuje jej Roland.
- Wiecie, bo powinnam się jeszcze pouczyć na jutro... - zaczynam.
- No tak, ja też powinnam coś ogarnąć. - smuci się czerwono - włosa.
Cieszę się w duchu, mimo tego że serio napiłabym się jakiejś dobrej kawy. Moje rozmyślanie przerywa piosenka Damona?! WTF? Widzę jak Roland wyciąga telefon z kieszeni i zmieszany zerka na wyświetlacz.
- Czego on chce? - mruczy pod nosem i przykłada telefon do ucha.
- Co tam? - rzuca do słuchawki. - Na zakupach... Tak, z Arriane i Cassandrą. - niepewnie zerka na Arri. Dziwnie tak przysłuchiwać się jednej stronie. - Harry, o co ci chodzi? - buczy.
Harry?! No błagam, nie chcąc słyszeć dalszej rozmowy wsiadam do samochodu. Po moich policzkach mimowolnie spływają pojedyncze łzy. Nie wiem co myśleć o Harrym. To że mnie nie lubi jest pewne. Pff.. nie lubi? Nienawidzi. Jeszcze tylko zostaje sprawa dlaczego?! Nie powinnam o nim w ogóle myśleć, psuję sobie tylko humor!
Jednak uparta część mnie cholernie chce wiedzieć o co mu chodzi. I dowiem się tego, to jest pewne.
Czuje jak chłodne powietrze wtarga do samochodu,a na siedzeniu kierowcy siada Arriane. Usadawia się w moją stronę i spogląda na mnie smutnym wzrokiem.
- Wszystko okej? - pytam przegryzając wargę.
Jej mina jest jakby... współczująca?
- Tak, to znaczy nie. Dzwonił Harry - patrzy na mnie badawczo.
Jego imię odbija się w moich uszach jak echo. Takie nieznośne echo. Marszczę czoło.
- Ja i Roland musimy jechać do Londynu. Teraz. - nadal błądzi po mnie badawczym wzrokiem.
- Spokojnie mogę wrócić autobusem. - chyba zrozumiałam o co jej chodzi.
Myślę ze dam radę dojechać nawet bez jakiejkolwiek przesiadki.
- Nie, nie o to chodzi. Zawieźlibyśmy cię spokojnie, ale musisz tu zostać i przekazać coś… Harremu. – szukam jakiejkolwiek oznaki żartu na jej twarzy. Nic. Patrzy na mnie z grobową miną.
- Żartujesz prawda? – uśmiecham się kpiąco.
Ona nie może mi tego zrobić!
- Nie. Cass błagam, to tylko głupie klucze. Przyjedzie tu po ciebie za jakieś 15 minut i zawiezie do akademika. Obiecał, że nie sprawi ci przykrości. – mówi lekko łapiąc mnie za rękę.
Taa, jasne.
Miliony ostrzeżeń i wątpliwości chodzi mi po głowie. Nie dam rady siedzieć z nim w aucie.. sama z NIM.
Potrząsam szybko głową.
- To się nie uda. On mnie nienawidzi. – mówię szybko.
- Cassandro, on nie jest taki zły. Nie warto się go bać. – nie zauważam jak, z drugiej strony staje Roland.
- Ale ja się go nie boję… nie przepadamy za sobą po prostu. –buczę.
- Okej. Czyli co dzwonić do niego? Żeby nie jechał? – rzuca pytające spojrzenie Arri.
- Na to wygląda. – czerwono-włosa wzdycha teatralnie.
- Jezu! Niech wam będzie. Ale jeśli znajdziecie moje zwłoki gdzieś w rowie… wiedźcie że mój duch nie da wam spokoju do końca życia! – grożę.
Jednak chyba nie za bardzo się tym przejmują, ponieważ chwilkę później czuję na sobie malutkie ciało Arriane.
Zostaję wyciągnięta z samochodu i pchnięta na pobliską ławkę przez Arriane, podaje mi klucze i całuje w policzek.
Dobrze że dziś nie jest jakoś bardzo zimno. – myślę. Przymykam powieki, a kiedy je otwieram widzę czarnego Range Rower’a. Kiedy dostrzegam kierowcę pojazdu moim ciałem wstrząsają pojedyncze dreszcze. Nawet nie za bardzo przyglądam się jego twarzy, obchodzę auto dookoła i wsiadam na miejsce pasażera. Nie zaszczycając mnie nawet jednym spojrzeniem rusza z piskiem opon. Szybko zapinam pasy i głośno wciągam powietrze zdając sobie sprawę, że właśnie przejechaliśmy na czerwonym świetle.
Spoglądam w lusterko i łapię Harrego, że robi to samo. Prycha i podgłasza radio.
Po prostu nienawidzę jak tak robi, zbywa mnie już tak któryś raz!
Jedziemy kolejne dziesięć minut w ciszy, a w mojej głowie powstaje plan rozmowy, który mam zamiar z nim przeprowadzić. Jednak za chiny nie wiem jak ją zacząć… zwłaszcza, że muzyka jest głośno – nie usłyszy mnie. Postanawiam na zbyt odważny ruch z mojej strony, chwilkę się lękam, ale wyciągam rękę i wciskam mały przycisk dwa razy - zanim czuję dużą zimną dłoń zaciskającą się na mojej. Wzdrygam się gwałtownie, gorący i zimny pot jednocześnie oblewa moje ciało, oczy wędrują na jego twarz – jest zły. Zły? To za mało powiedziane, wściekły. Szczęka mocno zaciśnięta, czarne oczy ciskające w moją stronę pioruny. Zabieram swoją rękę i przyciskam plecy do siedzenia.
- Nigdy. Nie. Dotykaj. Tego. Radia. – każde słowo mówi oddzielnie. Zaciska szczękę jeszcze mocniej ręką przeczesuje włosy.
- Prze-przepraszam. Ja chciałam tylko… - jąkam się, kuląc pod jego wzrokiem.
- Kurwa! – krzyczy, gwałtownie skręcając. – Musisz być taka?
- Jaka? Powiedz co robię nie tak?
- Wszystko. Nie powinno cię tu być. – cedzi przez zęby jakimś innym głosem.
- Nie rozumiem. – mówię bardziej do siebie niż do niego.
- No właśnie kurwa, nic nie rozumiesz.- rzuca, kolejny raz gwałtownie skręcając.
- To moż.. – przerywa mi.
- Jesteś tak samo beznadziejna jak ten twój braciszek. Prawdziwa kujonka co? Wspaniałe życie?
- Co ty pierdolisz Harry? Jaki braciszek? Nie zdajesz sobie sprawy… nie chce mi się nawet gadać! – krzyczę. Znowu zaczyna temat mojej przeszłości. – Gówno wiesz.
- Tak myślałem. – śmieje się gardłowo.
Wjeżdża na parking przed akademikiem.
- Nic nie wiesz! Mój brat?! Moje życie to jedno wielkie gówno! Masz jakieś problemy psychiczne? Co z tobą nie tak?! Ciągle naskakujesz na mnie jakbym ci coś zrobiła. Ale masz rację. Jestem beznadziejna. Wiesz? Możesz wyzywać sobie mnie, ale o mojej rodziny się odpierdol! W życiu nie przeszedłeś przez takie piekło jak oni! – krzyczę. Ścieram łzę, kiedy wspomnienia zapełniają moją pamięć. Rzucam w niego kluczami, które miałam mu dać i wychodzę z auta trzaskając drzwiami. Biegnę przed siebie nie reagując na dziwne spojrzenia pojedynczych uczniów rzucanych w moją stronę. Na ostatnim zakręcie potykam się i upadam na podłogę.
Nie mam już siły. Podnoszę się i plecami przylegam do ściany przy jakiś drzwiach. Tak strasznie go nienawidzę, chyba nigdy nie spotkałam tak złego człowieka. On nie ma serca. Przyciągam nogi i oplatam rękami cicho łkając.
Nie wiem ile tak siedzę, ale czuję jak nogi mi drętwieją. Duże dłonie na moich ramionach sprawiają, że po ciele rozlewa mi się fala ciepła i wiem, że to Harry. To dziwne, że moje ciało tak reaguje na jego dotyk. Ale jeszcze dziwniejsze jest to, że on tu przyszedł. Po co?
Silne ramiona unoszą mnie do góry. Nigdy nie czułam czegoś takiego. Jak dotyk może sprawić, że ktoś czuje się bezpieczny? Bezpieczny pod dotykiem swojego wroga?
Regularne dreszcze wstrząsają moim ciałem. Jednak nie są to te nieprzyjemne dreszcze. Te są inne, delikatne. Prawie pobudzając mnie do życia.
Harry przyciska mnie do ściany, otwieram oczy by napotkać zielone tęczówki. Tak piękne zielone oczy. Nie wierzę, że należą one do Harrego.
To niemożliwe.
Zielone – tak głębokie, że dosłownie w nich tonę.
Nie wiem nawet jak opisać to co w nich widzę. Najpierw nicość. Nic po prostu nic. Teraz kiedy się lekko rozszerzają – zaskoczenie. Powiększają mu się źrenice.
Oplatają je czarne rzęsy –długie, ale nie aż tak jak Zayna.
Dlaczego nigdy nie spojrzałam Harremu w oczy? Zawsze zaczynałam znajomość z kimś od spojrzenia mu w czy. Jedna nie z nim. Czy to coś znaczy?
Niekontrolowanie rozchylam wargi coraz bardziej dając się porwać przeszywającym tęczówką bruneta.
Patrzy mi prosto w oczy. Jakby czegoś szukał, albo coś znalazł…
Wzdrygam się. Jego dłonie coraz to mocniej zaciskają się na moich ramionach.
Ciechy jęknięcie sprawia, że również Harry wraca do świata żywych.
- Arriane prosiła mnie abym więcej nie sprawiał ci przykrości. – mówi cicho. Otrząsa się i zabiera rękę z mojego ramienia. – Sorry. – rzuca i odwraca się.
Fuck.
Tak Cassandro. Jesteś boska. Nic nie mów! Nic nie…
- Zaczekaj! – krzyczę. Zatrzymuje się i powoli odwraca.
Jezuu.. Jego oczy są teraz strasznie zagubione, jakby nad czymś intensywnie myślał. A tak poza tym… to BRAWO! Zatrzymałaś go.
- Co? – mruczy.
- Twoja ręka… - wskazuję na jego pokaleczoną dłoń. – Mogłabym ją opatrzyć. – proponuję już ciszej.
Moja uparta natura – nie wieże, że to powiem – ale jest nie do wytrzymania!
W sumie to jakby przeze mnie jest taka pokaleczona… ja go popchnęłam.
- Co? – pyta zbity z tropu. Unosi rękę i się jej przygląda. – Ach, nie to… nic. – mówi, unikając mojego wzroku.
- Skoro nic, to daj opatrzyć. – słyszę u siebie stanowczy głos. Serio?
- Daj kurwa spokój, Cass.
Pierwszy raz wypowiada moje imię, przezwisko. I robi to co prawda poddenerwowany, ale jego usta tak fajnie się układają…
CO??
GŁUPIA!
Przegryzam wargę.
- Nie to nie. – patrzę mu prosto w oczy.
Nie będę się go prosić, co to to nie! Odwracam się na pięcie i idę przed siebie. Moje myśli wypełniają się już czymś innym. Muszę przeczytać chociaż tematy, i skoro to Gabby zawsze ma robić rozgrzewki na w-f’ie to powinnam jakoś trenować czy coś…
- Zgoda! – słyszę przegrany głos Harrego.
Serio? Jakoś nie sądziłam że serio się zgodzi… nie ja byłam pewna że się nie zgodzi!
- Serio? – pytam, idzie w moją stronę.
Swoją drogą, ma niezłe nogi. Lepsze niż połowa dziewczyn.
Fuck! Cass z tobą nie tak?!
- Opatrz mi tą cholerną rękę. – mówi cicho, kiedy już znajduje się obok mnie.
Czyli moje plany z nauką… poszły się pierdolić.
To znaczy ten…
- Okej. – mówię powoli i uważnie, myśląc że to jakiś żart.
Otwieram drzwi i wpuszczam Harrego pierwszego, taa gentleman.
- Usiądź, wezmę apteczkę. – rozkazuję grzebiąc w szafie.
Gdzieś tu musisz być! Wkładałam cię. Jest!
Podchodzę do swojego łóżka gdzie usiadł Harry.
- Serio lubisz to łózko. – mruczę bardziej do siebie niż do niego.
- Taa, mamy wiele wspomnień. – klepie moją kołdrę.
Marszczę nos. Boże chyba nie chcę wiedzieć o jakie wspomnienia mu chodzi.
- Daj. – wyciągam swoją rękę, czekając na jego. Wyciąga ją w moją stronę zabawnie poruszając palcami.
Powstrzymuję się przed chichotem, przegryzając wargę.
- Możesz przestać to robić? – buczy. Marszczę czoło, o co mu chodzi tym razem? – Usta. Nie przegryzaj ich. – mówi.
Pomijając to, że prawie śmiałam się przy Harrym, to było naprawdę dziwne – jednak wypuszczam wargę z między zębów.
Daję sobie spokój z upierdliwym sumieniem na tą chwilę i postanawiam w końcu zająć się jego ręką.
Ałła. Ta rana wygląda naprawdę okropnie.
Delikatnie łapię jego dłoń, jest naprawdę duża. Biorę wacik i pocierając jego ranę dezynfekuję ją.
Syczy cicho, widzę jak drugą dłoń zaciska na kolanie.
Próbuję robić to jeszcze delikatniej jednak na marne.
- Kurwa. – syczy.
- Jeszcze troszkę. – mówię. Przesuwam się na dywan, klękając między jego kolanami.
Taa, dziwna pozycja, ale tak mi po prostu wygodniej myślę, że jemu też.
Ostatni raz najdelikatniej jak potrafię dotykam jego dłoni. Zakładam malutki bandaż.
- Telefon ci dzwoni. – mówi wyciągając mój telefon ze swojej kieszeni.
Co kurde?
- Skąd on się… - zaczynam.
- Po prostu odbierz.
- Okej. – biorę od niego telefon i zerkam na wyświetlacz. Emmet.
Przegryzam wargę i odrzucam połączenie.

Ok po pierwsze: NIENAWIDZĘ CIĘ BRACIE!
Po drugie: Nie odpisywałam na jego sms’a.
Po trzecie: CO MÓJ TELEFON ROBIŁ W KIESZENI HARREGO??!!
Szybko wybieram numer Damona i wciskam zielona słuchawkę.
- Cass? – słyszę po drugiej stronie. Wstaję i idę na drugi koniec pokoju.
- Damon wszystko okej, nie wiem po co się tak denerwujesz. – próbuję go uspokoić.
- Nie dyskutuj, mama odchodziła od zmysłów! Nie mogłaś chociaż odpisać? Yy.. – chyba zauważył że „opisałam”.  – Mogłaś zadzwonić.
- Przepraszam, miałam ciężki dzień. – spoglądam na Harrego, również mi się przygląda. – Gdzie jesteś?
- Za dwadzieścia minut będę pod akademikiem. – sapie.
- Nie musiałeś…
- Czekaj na mnie na dole. – słyszę zanim się rozłącza.
Super.
- Jak tam braciszek? – słyszę sarkastyczny głos Harrego.
- Dlaczego miałeś mój telefon? Dlaczego odpisałeś na sms’a?! – odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Odczep się Cass. – buczy.
- Słucham?! Harry nie zbywaj mnie. Po prostu odpowiedz. – podchodzę bliżej. Zielonooki wstaje i kieruje się w stronę drzwi.
- Dzięki za… um… bandaże. – rzuca oschle i trzaska drzwiami wychodząc.

Rzucam się na łóżko i krzyczę w poduszkę. Nie mam już siły.

♥♥♥

HIIII!
Ten rozdział jest MEGAA długi :D
Ale nie przyzwyczajacie się XD
Po prostu chciałam już skończyć ten dzień w jednym rozdziale ;))
Jednak i tak mi się to nie udałoo ;CC
Trudno, reszta za tydzień, lolz
DZIĘĘĘĘĘKI MIŚKI ZA WSZYSTKO! *__*
LOVE YOU ALL ♥
Julia ♥
PS. Kiedy jedna z przyjaciółek nie wie o co chodzi :D

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 6

Stwierdziliśmy, że nie zdążymy zjeść śniadania na mieście… więc została tyko stołówka, która znajduje się w budynku. Ostrzegli mnie przed tym, że nie wiadomo z czego składa się to stołówkowe jedzenie… ale serio, nie sądziłam, że będzie wyglądało aż tak strasznie!
Siedzę wpatrując się w zieloną niczego nie przypominającą papkę… szpinak? Brukselki?! Cokolwiek! Ale nie… nie zgadnę, bo to nawet zapachu nie ma! Na szczęście wzięłam jeszcze jabłko, które biorę do ręki, a następnie wbijam w nie swoje zęby. Unoszę wzrok do góry i napotykam roześmiane oczy Zayn’a i Arriane.
- Co?- pytam, rozglądając się dookoła.
- Smakowicie wygląda, co? – pyta Zayn, po czym parska śmiechem.
Krzywie się na samą myśl, aby spojrzeć na nic nieprzypominającą papkę.
Fuj.
Odsuwam od siebie tacę.
- Siedzisz na moim miejscu. – podnoszę głowę, by napotkać czarne tęczówki Gabby. Marszczę czoło i przegryzam wargę. Co mam zrobić? Nie chce mi się wszczynać kłótni… ale nie zejdę. Jest tyle wolnego miejsca, może sobie usiąść gdzie chce.
- Chodź do drugiego stolika, Doskonała raczej nie ruszy stąd dupy. – Harry łapie Gabby w pasie i ciągnie do innego stołu.
Nadal nie rozumiem o co chodzi mu z tą ,,Doskonałą”. Znam go ledwo jeden dzień i … strasznie nie podoba mi się to, że go poznałam. Może Arri nie jest jakoś bardzo do niego przywiązana i nie obrazi się jak delikatnie dam jej do zrozumienia, że nie chciałabym, żeby on przychodził do naszego pokoju… Muszę z nią o tym porozmawiać.
- Cześć Cassie! – do moich uszu dochodzi znajomy głos. Podnoszę głowę i widzę jak w naszą stronę zmierzają Niall, Liam i Louis.
- Hej. – witam się nieśmiało. Blondyn cicho się śmieje i przytula mnie do siebie.
Nie powiem bo bardzo mnie to zaskoczyło. Jednak w miarę swoich możliwości oddaję uścisk.  Niall puszcza mi oczko i wita się z pozostałymi w ostateczności zajmując miejsce przy naszym stoliku. Louis tak samo jak jego przyjaciel przytula mnie i również usadawia się obok mnie, natomiast Liam posyła w moją stronę lekki uśmiech i dosiada się do Harry’ego i Gabby.
- Widzę, że zapoznajesz się ze stołówkowym żarciem. – Louis się uśmiecha.
- Można tak powiedzieć. – pokazuję mu jabłko.
- Jeżeli ty nie… mogę? – Niall spogląda to na mnie , to na talerz z „jedzeniem” .
- Jasne! Bierz, to jest… wygląda okropnie. – podsuwam tackę blondynowi.
- Nie jest złeee, przesadzasz. – odpowiada wpychając sobie papkę do buzi. Patrzę na niego w szoku, a reszta chichocze.
- Wszystko co wygląda jak jedzenie… lub… - Lou zerka na nic nieprzypominającą papkę. – No po prostu wszystko ląduje w brzuchu Horana. – kończy, a Zayn mu przytakuje. Chichoczę cicho.
Siedzimy kolejne kilka minut, rozmawiając i chwilami się śmiejąc. Kiedy wzrokiem wędruję na stolik obok. Łapię Harry’ego na tym że mi się przygląda. Przekręcam głowę w bok, zadając mu nieme ,,CO?”. Prycha i odwraca wzrok. Już drugi raz mnie tak zbywa. Jednak ja nie odpuszczam dalej się w niego wpatruję. Jego ręka powoli wędruje na odkryte kolano Gabby. Marszczę czoło. Można nosić tak krótkie spódniczki do szkoły?
Harry zbliża swoje usta do ucha czarno-włosej i coś szepcze. Ona się uśmiecha i na mnie spogląda. Okeej… Odwracam głowę i słyszę ich śmiech.
- Ja powinnam już iść. – mówię wstając. – Zayn… mógłbyś mi powiedzieć, gdzie mogę zdobyć ten plan? – spoglądam  wyczekująco na Mulata.
- Jasne. –uśmiecha się, odsuwając krzesło. – Zaprowadzę cię.
- Do zobaczenia. – żegnam się. Odwracam się by to samo powiedzieć, do sąsiedniego stolika.
- Zadzwonię do Ciebie, w sprawie tej imprezy. – Arri łapie mnie za dłoń. Wzdrygam się lekko.
- Masz mój numer? – dziwie się. Czerwono-włosa śmieje się głośno.
- No tak, przepraszam. Mogłabyś mi go podać? – pyta, uspakajając się. Dyktuję jej numer i wychodzę ze stołówki.
Idę równo z Zayn’em. Przechodzimy do sąsiedniego budynku. Ludzie których mijamy dziwnie na nas patrzą. Zerkam na Mulata, ten tylko wybucha śmiechem i kręci z niedowierzaniem głową, spuszczając ją w dół.
O co chodzi? To miejsce robi się dla mnie coraz większą zagadką…
- Tutaj. – mówi wskazując na drzwi od sekretariatu.
- Dzięki. – mówię cicho.
- Nie ma sprawy.
Wchodzę do środka. Ta sama kobieta, która dawała mi klucze od pokoju właśnie pyta o moje dane. Kiedy kończy, podaje mi plan i zaczyna tłumaczyć gdzie znajdują się kolejne klasy. Sześć lekcji… nie jest źle. Tak myślę - dopóki urocza kobieta w średnim wieku nie zaczyna mi tłumaczyć gdzie znajduje się sama gimnastyczna.
Wychowanie fizyczne.
Jedyny przedmiot w szkole z którego jestem naprawdę kiepska. W głowie zaczęłam odtwarzać raczej niezbyt miłe wspomnienia, ile to razy odniosłam obrażenia – i ilu innych zawodników uszkodziłam. Chyba powinnam ostrzec inne dziewczyny, przed swoimi niezbyt skoordynowanymi ruchami.
- Czy jest to przedmiot obowiązkowy? – pytam się kobiety, mając malutka nadzieję, że jednak mogę jakoś ominąć zrobienie z siebie pośmiewiska.
- Przykro mi, niestety jest. – odpowiada współczująco.
- No trudno. Dziękuję i listę z podpisami przynieść po lekcjach? – upewniam się. Kobieta skinęła głową. Wychodzę z sekretariatu i kieruję się na górę. Pierwsze jest prawoznawstwo.
Wchodzę do niedużej klasy, kiedy akurat dzwoni dzwonek. Podchodzę do biurka profesora i proszę, aby złożył podpis na jakimś papierku. Uśmiecha się lekko, zaznając już moje imię-aa tak profesor Peterson. Poznałam go wczoraj w bibliotece.
Podaje mi książkę i każe zająć miejsce.  Tak też robię i siadam w przedostatniej ławce.
Przeglądam postarzałą książkę… wygląda gorzej niż myślałam. W życiu nie słyszałam o takich terminach, jakie są w niej użyte.
- Cass? A co ty tutaj robisz? – słyszę nad uchem znajomy głos.
- Niall? Louis? – dziwie się zerkając za blondyna. Lou zagaduje do jakiejś brunetki. – Wydaje mi się… czy nie zdałeś? –patrzę podejrzliwie na blondyna.
- Oczywiście, że zdałem. Musieli połączyć klasy. A co masz teraz w planie? – pyta, zaglądając mi przez ramię.
-Prawoznawstwo.
- Ja też. Czyli miałem rację… Ale i tak, jest to jakieś podejrzane, nie sądzisz? – śmieje się. Robi przy tym niesamowite miny.
- Siadaj. – ignoruję jego pytanie. Niall nie czeka długo, odsuwa sobie krzesło i siada obok mnie.
Lekcja się zaczyna, a nauczyciel wita wszystkich, po za długich (jak sądzi) wakacjach. Tak jak blondyn zasugerował, rzeczywiście połączyli klasy. Nie tylko pierwsze i drugie, ale i trzecie. Jak to profesor powiedział, szkoła jest za mała, a przyszłych oskarowców (?) za dużo. Cokolwiek miało to znaczyć.
Niall powiedział mi również, że pan, a raczej pani Peterson jest transwestytą… Przeżywam wewnętrzny szok! Jak by mi nie powiedział, to w życiu sama bym na to nie wpadła. Nie to żebym nie była tolerancyjna… bo owszem jestem, nie przeszkadzają mi geje - czy lesbijki  -  jak są razem szczęśliwi to proszę bardzo. Jednak transwestyta… to coś innego – nie można powiedzieć czy uważa się za kobietę, czy też mężczyznę – lub czy jest gejem, lub lesbijką. Horan zdradził, że ten… ta… nie ważne ma syna i miał/miała męża. Nie wiem jak bym sobie poradziła, jak bym się dowiedziała, że moja mama jest… zresztą nieważne.  Jednak ponoć gościu jest dobry w tym co robi.
- Chyba mi już starczy wrażeń na dziś… - mówię do blondyna, kiedy wychodzimy z Sali.
- Każdy z tutejszych nauczycieli ma jakiś dziwny sekret… bój się. BU! – straszy mnie. Przewracam oczami. - Serio mówię.
- Jasne, jasne. – uśmiecham się zadziornie.
- Wiedzę, że następny angielski… z panią White. Whohohooo! Współczuję. – mówi robiąc smutną minę, ale zaraz się uśmiecha i lekko klepie mnie w ramię. – Do zobaczenia, przeżyj do końca dnia! Kisski! – krzyczy odchodząc.
- Kisski? – mruczę do siebie, śmiejąc się cicho. Wariat. Idę w wyznaczone miejsce, sala numer 112.
Chwilkę zajmuje mi znalezienie Sali, ale daje radę. Wchodzę do środka i podchodzę do biurka. Farbowana na rudy kolor profesorka podaje mi podpisaną i przy okazji ubrudzona od kawy kartkę. Krzywie się próbując zetrzeć brązowe fusy, ale to tylko pogarsza sprawę. Zrezygnowana chowam ją do torby i siadam w ostatniej pustej ławce.
Skupiam się na przerzucaniu kartek, nie myśląc o niczym konkretnym.
- Zajęłaś moje miejsce, kochanie. – czuję JEGO oddech na swojej szyi, cichy szept sprawia że po ciele przechodzą mi dreszcze.
Ale od kiedy ten dupek nazywa mnie ,,Kochanie”? Spodziewała bym się bardziej ,,suki”, ale tego nigdy.
Odwracam się do tyłu, tym samym on się prostuje.
- Możesz usiąść gdzieś indziej. – mówię wskazując na klasę. Jego prychnięcie oznacza to, że zauważył to co ja. Mianowicie klasa jest pełna i zostało tylko miejsce obok mnie. Mój przeklęty pech daje się we znaki. – I co mam zejść? – pytam nie czekając na odpowiedź. To będzie raczej jasne, że tak. Niewychowany dupek. Wstaję, jednak zdziwieniem okazuje się to, że jego dłonie wędrują na moje ramiona ciągnąc mnie w dół, abym usiadła. Kolejny dziwny dreszcz wstrząsa moim ciałem, a ramiona palą pod jego dotykiem. Szybko i niepewnie zabiera swoje dłonie i odsuwa krzesło obok mnie.
Nie chcąc jeszcze bardziej pogarszać swojej sytuacji odwracam wzrok. Kilka osób ze zdziwieniem zerkało w moją stronę.
Co ja znowu zrobiłam nie tak?
Już mnie to powoli męczy - te spojrzenia. Na stołówce, kiedy szłam z Zayn’em, Nialle’m. Teraz… z Harry’m. Nigdy nie przejmowałam się wyglądam, ale raczej zauważyłabym jakby się coś w nim zmieniło. Wyglądam normalnie, nie powinnam odstraszać ludzi. Możliwe, że moje ciuchy mogą być inne niż noszą ludzie w otoczeniu. Mini spodniczki, legginsy wżynające się w dupę, bluzki z dekoltem do pasa. To zdecydowanie nie ja, jednak zwróciłam uwagę na kilka dziewczyn, które właśnie tak były ubrane. Może taki styl jest tutaj modny. Arri ubiera się bardzo… czarno, ale elegancko, jednak jej patykowate nogi wyglądają dobrze w krótkich spódniczkach… Gabby – nie będę oszukiwać, że moim zdaniem w tych czarnych spódniczkach ledwo zakrywających jej dupę i kozakach na 18 centymetrowych obcasach - wygląda jak dziwka. Cóż moje zdanie.
Z zamyślenia wyrwała mnie profesorka.
- Możesz powtórzyć?- mówi do mnie.
O mój Boże!  Nie słuchałam jej.. nie wiem o co mnie pyta. POLEGŁAM!
Otwieram buzię, jednak po chwili ją zamykam.  Cała klasa skupiła swój wzrok na mnie.
- Um… mówiła pani o… - ręce zaczynają mi drżeć. Słyszę śmiech Harry’ego. Zerkam na niego.
- Panie Styles? Może pan powie? –  kobieta zwraca się do niego z błyskiem w oku.
- Oczywiście. Witała się pani z nami, a później powiedziała listę lektur, którą przeczytamy w tym półroczu. – wyrecytował z uśmiechem.
- Dobrze… - mówi niechętnie. Zerka na mnie i idzie stanąć przed swoim biurkiem.
A to drań! Dlaczego mi nie pomógł? Odsunęłam się z krzesełkiem na drugi koniec ławki. Spojrzałam na niego. Przegryzł kostkę palca wskazującego patrząc gdzieś po klasie.
Ma długie rzęsy – ładne.
Nieładne! Potrzęsłam głową odwracając się w przeciwną stronę. Dolna wargę umieszczam w zębach.
Całą lekcję powstrzymywałam się od zerknięcia na Harry’ego. Nie lubię go.
Niechętnie poczłapałam do kolejnej Sali lekcyjnej.
Lekcja minęła dosyć spokojnie. Ta i dwie kolejne – pozostał jeszcze W-F. Najgorsza.
Bez problemu znalazłam salę gimnastyczną. Niechętnie podeszłam do trenerki po strój. Serio krótszych szortów w życiu nie widziałam. Posłusznie idę do szatni, gdzie przebierają się już dziewczyny i oddzieleni cieniutką ściana osobniki płci męskiej. Niechętnie ściągam bluzę i szybko wciągam na jej miejsce bordową, śliską bluzkę, to samo robię ze spodniami. Mam wrażenie, że widać mi tyłek… oby nie.
- Kogo my tu mamy? – proszę tylko nie ona! Odwracam się powoli, a moim oczom ukazuje się nikt inny jak Gabby. Przełykam głośno ślinę. - Ja poprowadzę dzisiaj rozgrzewkę! – krzyczy nadal mnie lustrując.
Biegamy tak długo, że ledwo zipię. Zdecydowanie powinnam poprawić swoją kondycję.
- Doskonała! Nie ociągać się! – słyszę głos czarno –włosej.
Zlituj się!
Trenerka odpuszcza nam jednak dalszą część ćwiczeń i ustawia na boisku do siatkówki. NIE! O boże, tylko nie to. Staję z tyłu. Gabby jest w przeciwnej drużynie i serwuje prosto na mnie. Piłkę ‘’odbijam’’ tak, że leci gdzieś w bok i uderza jednego z chłopców. Zakrywam ręką usta z przerażenia i szybko biegnę żeby go przeprosić.
- Przepraszam! One jeszcze nie wiedzą, że mi się piłki nie podaje. – wyrzucam to z siebie z prędkością torpedy.
- Spokojnie. Jest Ok. – mówi Zayn (?) Śmieję się cicho widząc jak masuje sobie głowę.
- Chyba powinieneś trzymać się z dala ode mnie. Jeszcze serio zrobię ci jakąś krzywdę. – krzywie się lekko. W oczach bruneta dostrzegam małe radosne iskierki, kiedy słodko się uśmiecha przegryzając język zębami.
O matko! Najpiękniejszy uśmiech jakim do tej pory mnie obdarował.
- Nie masz co się cieszyć, tak szybko się ode mnie nie uwolnisz. – mówi i puszcza do mnie oczko. Moje policzki przybierają czerwoną barwę. Jezuu…
- Uwaga! – słyszę męski niski głos, by chwilę później poczuć piekielny ból głowy.
Przed oczami mam mroczki, dźwięki stają się stłumione. Upadam, ale nie czuję jak uderzam na podłogę.
♥♥♥
Budzą mnie zagłuszone dźwięki i odgłos lampy elektrycznej. Otwieram powoli oczy, mrugam kilkakrotnie by przyzwyczaić się do światła.
Podnoszę się i ostrożnie siadam na białym łóżku. W ostatniej chwili udaje mi się złapać biały bandaż. Okład?
- Ał. – mruczę cicho. Gwałtownie łapię się za głowę, by zlokalizować ból. Straszne pieczenie głowy tylko się nasila. Rozglądam się po pomieszczeniu. Białe ściany, przezroczyste szafki, a w nich poustawiane lekarstwa. To musi być gabinet pielęgniarki. Ale co ja tu… Aaa tak, dostałam piłką na W-F’ie. Brawo ofiaro losu! – karcę się w myślach.
- Powinnaś leżeć. – wzdrygam się słysząc znajomy głos.
- Nie powinieneś mówić mi co mam robić. – warczę. –Co ty tutaj robisz?
- To akurat powiedziała pielęgniarka, po tym jak cię tu przyniosłem. Troszkę szacunku, aż taka leciutka nie jesteś. – mruczy pod nosem, przeglądając jakąś gazetę.
- Nikt nie kazał ci tu mnie nieść. – mówię zrezygnowana. Ignoruję jego drugi komentarz.
Po kiego to zrobił?
- Sam sobie kazałem, to ja uderzyłem cię piłką.
No tak, teraz wszystko jasne. A już myślałam, że jest w nim odrobina dobroci.
- Możesz już iść, czuje się dobrze. – próbuję wstać, jednak po tych słowach od razu jak na złość osuwam się na podłogę. Harry w ostatniej chwili podbiega i łapie mnie.
- Widzę jak dobrze się czujesz. Po prostu usiądź. – mówi z powrotem sadzając mnie na łóżku. Jego zapach dociera do moich nozdrzy - absolutnie, totalnie wyjątkowy, oszałamiający i odbierający rozum. Nie mogę nawet określić z czego się składa. Zmysłowy jakby połączenie różnych ‘’ciężkich’’ kwiatów, zapachu jego ciała i czegoś słodkiego. Chyba niezbyt dyskretnie zaciągam się jego zapachem. Chłopak puszcza mnie niezgrabnie i śmieje się. Ja natomiast oblewam się rumieńcem i spuszczam głowę.
Boże jak ja go nienawidzę.
- Arriane kazała ci przekazać, że o 16 widzi cię w pokoju. Macie gdzieś jechać… - zmarszczył czoło.
- Miała dzwonić.
- Rozumiem, że w takim razie masz przy sobie telefon? – pyta unosząc jedną brew.
Klepie się po kieszeniach – szorty - i sprawdzam leżący obok mnie plecak. Nigdzie nie ma…Musiałam zostawić na łóżku.
Ale o co chodzi mu tym razem? Ach właśnie skoro mowa o pokoju.
- Możesz nie przychodzić do mojego pokoju?
- Nie.
Co?
- Harry proszę cię, nie mam zamiaru oglądać cię dzień w dzień. Nie lubię cię. – strzelam prosto z mostu.
- Wzajemnie. Nie oddam ci klucza. Nie przychodzę tam do ciebie… - zamyśla się. –Chciałabyś suko.
- Powiedz co ci zrobiłam, że zasłużyłam na to przezwisko. – jęczę.
- Nie podwalaj się do moich przyjaciół. Nie jesteś ich warta. – syczy.
- Co? Co to miało znaczyć? Jak śmiesz się do mnie tak odzywać?! – zapominając o bólu głowy wstaję na równe nogi. – Idź stąd!
Marszczy czoło podchodząc do mnie.
- Ja? Boże dziewczyno! Słyszysz się?! Już mam dosyć problemów związanych z tobą. Po prostu zostaw nas w spokoju. Nie pasujesz do nas suko!  Dwie inne bajki. – zaczął machać mi rękoma przed twarzą. Czuję jak robię się coraz bardziej czerwona ze złości.
- Wyjdź stąd! Słyszysz?! Spierdalaj! – pcham go na szafkę.
Nikt mnie tak nie upokorzył. To że nie mam przyjaciół, to akurat nie moja wina. Nie może mnie tak osądzać, nie zna mnie! Nie ma pojęcia przez co przeszłam.
Leki… wszystko co stało w przezroczystym meblu, chyba właśnie się wywaliło.
- Jeśli staniesz nam na drodze, zniszczę cię. – mówi jeszcze, wycierając rękę o koszulę która miał na sobie. Krew? Nie spogląda już na mnie. Wychodzi trzaskając drzwiami.
Dopiero teraz dałam upust emocją, popłakałam się. Chyba pierwszy raz od kilku lat.
Szafka, na którą go pchnęłam jest potłuczona. Boże co ja powiem pielęgniarce.
Moje myśli są pokręcone, próbuję myśleć o wszystkim tylko nie o NIM. Nie wybaczę mu tego, NIGDY. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nadal jestem w stroju od W-F’u. Te szorty są serio krótkie… zauważam równiutko poskładane moje ciuchy - sięgam po nie i szybko na siebie wciągam.
Lepiej.
Za dużym rękawem bluzy, ocieram mokre oczy.
Czekam jeszcze kilka minut i słyszę dzwonek, zerkam na zegarek powieszony na ścianie. Szesnasta. Wstaję i wychodzę z gabinetu ile można czekać?!
Normalnym tempem dostaje się do pokoju.


Prawie dostaję drzwiami w twarz. Wychodzący z mojego pokoju Harry rzuca mi wściekłe spojrzenie i idzie dalej. Wchodzę niepewnie do środka zamykając za sobą drzwi.

♥♥♥

Dodałam! *_*
Przepraszam, że nie dotrzymałam słowa pisząc, że dodam w środku tygodnia :'(
Ale dodałam ten, który normalnie podzieliłabym na jakieś trzy ^^
Mam nadzieje, że was nie zanudziłam! :o
Napisałabym coś jeszcze, ale mam objawy wczorajszo-dzisiejszej dyskoteki (piszczy mi w uszach, lolz)
Dziękuję za odwiedziny i komentarze! <3
LOVE YOU ALL! ♥
Julia ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ ;3
PS. HAHAHHAHAHAHHAHAHHAHAHHAHAHHAHHA, NO. -.-

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 5

Głośne brzęczenie CZEGOŚ przerywa mój cudowny sen. Boże! Czy komuś się nudzi? Cichy jęk wydobywa się z moich ust kiedy otwieram oczy, jasne światło sprawia że mrugam kilkakrotnie. Mrużę oczy i oceniam sytuację w której się znajduję.
Zielone ściany, cicho, ciepło… przyjemnie. AKADEMIK!
Gwałtownym ruchem odrzucam cieplutką kołdrę na bok i szybko siadam na łóżku… zdecydowanie za szybko, ponieważ pokój wiruje.
Odnajduję dźwięk który mnie obudził… telefon. No tak. Leniwie wyciągam po niego rękę i podnoszę do góry.
DAMON.
- Co? – jęczę do słuchawki.
- Również, miło mi cię słyszeć siostrzyczko. – mówi sarkastyczny głos w słuchawce.
- Czego chcesz Damon? – pytam niezadowolona.
- Też tak myślałem, że jak ja cię nie obudzę to spóźnisz się na swoje PIERWSZE zajęcia. – podkreśla słowo ,,pierwsze”.
Cholera! Zerkam na wyświetlacz telefonu. 7.45 ?! Co?! Zajęcia są chyba od 8.00! Rzucam telefon na łóżko i szybko podbiegam do szafy wyciągając z niej standardowo: czarne rurki i tym razem za dużą szarą bluzę z kapturem. Wciągam na siebie czystą bieliznę i naszykowane ciuchy.
- Zgaś to światło kurrffaa… - słyszę niewyraźny głos mojej współlokatorki.
- Arri?! Wstawaj! Szybko! Spóźnimy się na zajęcia! – podbiegam do czerwono-włosej szturchając ją.
- Jeszcze chwileczkę… - mruczy pod nosem przewracając się na drugi bok.
- Masz 10 minut! – krzyczę po czym gwałtownym ruchem zabieram jej kołdrę.
Słyszę jeszcze jej jęki i kilka przekleństw. Koniecznie muszę nastawiać sobie budzik…
Podchodzę do toaletki dziewczyny, tym samym zabieram jej szczotkę z ręki i szybko przeczesuję włosy, następnie związuj je w wysoką kitkę. Ta lekko wzdycha i cicho chichocze.
- Co? – pytam zerkając na nią. Wrzucam piórnik do czarnej torby i zarzucam ją na ramię. Chyba o niczym nie zapomniałam…  Poprawiam za długie rękawy bluzy i nerwowo przegryzam wargę.
- Zabawnie to wyglądało. – ponownie chichocze. Rzucam w nią rzeczą którą mam pod ręką. Niestety blefuję, przedmiot przelatuje centralnie nad jej głową.
- Ej! – karci mnie wzrokiem. Jak się okazuje była to jakaś figurka. Święty Mikołaj z mieczem świetlnym? Niezłe powiązanie… parskam śmiechem.
- Masz 3 minuty. – mówię jej. – Poczekać na ciebie? – stąpam nerwowo z nogi na nogę.
Nie mogę spóźnić się na pierwsze zajęcia, pierwszego dnia szkoły! Muszę się umyć! Zęby przyjdę umyć po pierwszych zajęciach… chyba zdążę. Reszta musi poczekać do południa. Nawet nie pamiętam jak znalazłam się w łóżku… fakt faktem, że spałam w wczorajszych ubraniach…
- Idź, ja dojdę… na drugą lekcję. – zamyśla się.
Zakładam moje bordowe converse i wychodzę z pokoju, słyszę za sobą śmiech Arriane. Doprawdy nie mam pojęcia o co jej chodzi.
Biegnę przez korytarz w myślach powtarzając sobie jedno zdanie… jak mantrę jakąś! ,,Spóźnię się, spóźnię się… na pewno się spóźnię!”. Potrącam po drodze kilku uczniów, rzucam ,,przepraszam” i biegnę dalej.
Szlag by to trafił! Potykam się o nierówność w podłodze i trafiam prosto w kogoś ramiona. Osoba łapie mnie. Czytaj, ja rzucam się jej w ramiona, a osoba nie ma innego wyjścia by mnie NIE złapać…
- Przepraszam. – jęczę zrezygnowana. Do moich nozdrzy dociera bardzo ładny zapach wody kolońskiej pomieszany z dymem papierosowym. Zawsze lubiłam to połączenie… Tak ogólnie jestem niezrównoważonym psychicznie człowiekiem. To co powinno mnie u ludzi odrzucać… przyciąga mnie!
- Nic się nie stało. – szepcze męski głos.- Szczęście, że tu stałem. –dodaje po chwili.
Kiedy stoję już o własnych siłach unoszę lekko głowę.
- Zayn? – uśmiecham się lekko.
- Hej Cassandro. – poszcza do mnie oczko. Rumienie się. Dlaczego on tak na mnie działa? Oprócz tego, że jest strasznie seksowny i ten lekki zarost!
- Zgaduję, że się gdzieś spieszysz… - mówi.
- T-tak, zaraz spóźnię się na zajęcia… A jeszcze nie mam planu zajęć. – krzywie się.
- Mogę ci pokazać, gdzie możesz go zdobyć… A później możemy pójść na śniadanie. Zgaduję, że nic nie jadłaś. – uśmiecha się, a mi na milisekundę staje serce. Dlaczego jest tak onieśmielający? 
- Jesteś niezły w zgadywaniu! – Zayn chichocze cicho. – Chętnie pójdę… Nie, nie mogę. – uśmiech schodzi mi z twarzy.
- Wszystkie zajęcia są od 9, jeżeli o to ci chodzi. – mówi, zerkam na niego.
- Naprawdę? – dziwie się. Przypomina mi się sytuacja z pokoju… Arri się śmiała. Mój brat… sarkazm. –Damon… - mówię przez zęby. Mulat cicho się śmieje. – Czyli mamy jeszcze godzinę? – pytam. Kiwa twierdząco głową.
- W takim razie… w porządku. Możemy iść, ale musisz dać mi kilka minut… zaraz wrócę. – mówię i odchodzę kawałek. – Możesz poczekać w moim pokoju, jeżeli tylko chcesz. – uśmiecham się zapraszająco. Mulat spogląda na mnie z rozbawieniem i idzie za mną. Dojście do pokoju zajmuje nam jakieś trzy minuty, kiedy otwieram drzwi na mojej twarzy znowu maluje się szok.
Co ON znowu tutaj robi?
- I jak? Już po zajęciach? – Arriane śmieje się głośno. Mrużę oczy i karcę ją wzrokiem. – Kara za zabranie kołdry. – mówi rozbawiona malując oczy. – I nie radzę, rzucać tym zmutowanym zajączko- bananem, kochanie. Harry’emu by się to nie spodobało. – zerka na swojego rozwalonego na MOIM łóżku przyjaciela.
- Mogę wiedzieć co on znowu tu robi? – wzdycham, nie zważając na uwagi czerwono-włosej.
- Na mnie się nie patrz, na pewno bym go nie zaprosiła. – odpowiada.
- Cześć. – mówi Zayn, wchodząc za mną do pokoju. Wita się z Harrym „męskim uściskiem dłoni” i lekkim przytulasem z Arri.
- To idę do łazienki. – mówię zabierając kosmetyczkę i ręcznik z szafki.
Całe ogarniecie się, prysznic i umycie zębów zajmuje mi jakieś 10 minut, kiedy z powrotem wchodzę do pokoju, cała trójka się śmieje. Co z nimi nie tak?
- Idziemy? –pyta Zayn, kiedy mnie zauważa.
- Jasne. – przytakuję.
- A gdzie wy się wybieracie? – pyta Arri, podejrzliwie mi się przyglądając.
- Na śniadanie. – odpowiada Mulat, marszcząc czoło.
- Wzięlibyśmy Cię… ale widzę, że masz gościa… - mówię do Arri, zerkając na Harry’ego. Pod żadnym wypadkiem nie mam zamiaru być gdziekolwiek tam gdzie ten lokowaty debil. Tak łatwo mu nie wybaczę… tej „suki”.
- Też bym coś zjadł. – mówi Harry podnosząc się z łóżka. Ma na sobie obcisłe czarne rurki, szarą bluzkę, a na nią zarzuconą koszule w czerwoną kratkę. – To idziemy? – staje przy mnie i spogląda oczekująco.
CO?
- Owszem, ale bez Ciebie. – syczę w jego stronę. Harry odpowiada mi niskim gardłowym śmiechem.
- Chyba śnisz suko. – szepcze mi do ucha. Wzdycham się kiedy czuję jego oddech na swojej szyi. Odpycham… próbuję odepchnąć go od siebie, jednak on łapie moją dłoń, kiedy kładę ją na jego torsie. – Nie dotykaj mnie. – mówi, a ja wyrywam rękę z jego uścisku.

- Spokojnie. Chodź Cassie, oni sobie dojdą. – Arriane pcha mnie na korytarz. Rzucam karcące spojrzenie lokowatemu i idę za Arri. Odwracam się do tyłu i zauważam jeszcze, jak Harry zamyka kluczem drzwi od mojego pokoju… już wiem jak wczoraj się tam znalazł - ma klucz. 

♥♥♥

Wiem, że miały być dłuższe, aaaale właśnie jestem na etapie końcowym pisania 6 rozdziału i możliwe, że dodam go jakoś w środku tygodnia :D 
To będzie taka rekompensata, loolz
Dziękuję za komentarze i wejścia <3 To jest dla mnie COŚ WIELKIEGO! :')
I błaaagaam! Napiszcie głupie ,,PRZECZYTAŁAM" jak oczywiście przeczytacie :)
Bo nie wiem, czy ktoś to czyta - bo niby wejścia są, a komentarzy brak ;CC
i jeszcze na koniec wam powiem, że NIE jestem zadowolona z tego rozdziału :C
Jednak mogę wam przyrzec, że te który piszę teraz jest o NIEBO lepszy *_*
LOVE YOU ALL ♥
Julia ♥
PS. Kiedy się okazuje, że nie mam matematyki: