poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 11

Dom jest naprawdę duży, zbyt duży jak dla naszej czwórki. Jest drogi u utrzymaniu – zwłaszcza w zimę… Dostaliśmy go po moich pradziadkach od strony taty. Posiadłość Grey’ów…  W domu jest siedem sypialni, początkowo był to pensjonat, ale dziadek i babcia zrezygnowali z prowadzenia tego biznesu i po prostu w nim zamieszkali. Cały z drewna, okna mniejszych rozmiarów niż w normalnych domach, wielkie drzwi wejściowe. Nie mamy bramy, a podwórko jest naprawdę śliczne, większość dnia w cieniu, na wieczór się rozjaśnia. Wokół jest las, musimy jechać kilometr, żeby znaleźć się na dosłownie wjeździe do Londynu. Jest tam wielka tabliczka z napisem ,,Londyn”, coś niezwykłego. Mimo tego iż jesteśmy jakby na odludziu nigdy nie bałam się tego domu. Kocham go, wychowałam się w nim.
Wychodzę z samochodu, do moich nozdrzy dociera cudowny zapach lasu po deszczu… typowa Anglia, ciągle pada. Powoli idę do domu, oglądam otoczenie – czując jakąś zmianę, której nie mogę wyhaczyć. Damon otwiera drzwi i od razu wchodzi do środka… gentelman…  idę za nim, ściągam buty. Stoję na środku przedpokoju, naprzeciwko siebie mam ogromny salon, aby do niego wejść muszę zejść po małych schodach. Robię tak i podchodzę do kominka. Okna w salonie są ogromne, tylko te w pokojach i na przodzie domu są małe.
- Cassandro? – rozlega się głos mamy. Odwracam się, patrzy na mnie przeszklonymi oczami z rozmazanym tuszem wokół. Podchodzę do niej i mocno ją przytulam.
- Już dobrze, mamo. – uspakajam ją. Nie muszę pytać co jest przyczyną jej łez, albo to wspomnienia związane z ojcem, albo głupie słowo rzucone przez kogoś z otoczenia, które przewertowała na wszystkie możliwe sposoby – przywłaszczając sobie ten najgorszy.
- Robimy kolację – drze się Damon z kuchni.
- Jesteś głodna córciu? – pyta mnie mama, łapiąc mnie oburącz za policzki. Kiwam głową potwierdzająco.
Siadamy na kanapie i dostaję zestaw pytań na które umiejętnie i ostrożnie odpowiadam. Emmet woła nas na kolację. Ostrożnie połykam kawałki kanapki z serem żółtym, nagle czuję uderzenie w prawą stopę, ał! Unoszę głowę, Emmet patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami co jakiś czas zerkając na moją szyję, marszczę czoło. Dłonią badam szyję – malinka! Przekładam włosy na jedna stronę, tak aby ją zasłonić. Emmet rzuca mi jeszcze pytające spojrzenie ale zanim mam okazję się wytłumaczyć Damon powiadamia mamę o ich wyjeździe. Skoro nie jadą koncertować, to gdzie?
Posprzątałam z mamą po późnej kolacji i pożegnałam się z chłopakami. Mama była zmęczona więc poszła praktycznie od razu na górę, ja jednak postanowiłam obejrzeć jakiś film.
Po godzinnym oglądaniu rozmnażania się pingwinów postanowiłam jak najszybciej zmyć się na górę. Te zwierzęta mają naprawdę utrudnione życie seksualne… o czym ja myślę? Huh. Potrząsam głową odganiając dziwne myśli.
Po gorącym prysznicu, suszę włosy i zakładam piżamę składającą się ze spodenek i bluzy Emmeta. Kocham jego bluzy. Wchodzę do swojej sypialni i niemal od razu rzucam się na zachęcająco wyglądające łózko. Moje myśli spokojnie krążą wokół wczorajszej niepamiętnej dla mnie nocy… Co mogło się wydarzyć? Mam nadzieję, że nie zrobiłam niczego głupiego… i to zachowanie Harrego...
Powieki powoli robią mi się coraz cięższe, a mrok w pokoju oświetlony jedynie księżycem im to ułatwia.
Miarowe stukanie sprawia, że mój mózg ponownie budzi się do życia. Co jest? Chwila ciszy i znowu. Jakby jakaś gałąź zerwana przez wiatr waliła w moje okno. A teraz podwójnie! Wstaję powoli z łóżka, podchodzę do drzwi balkonowych. Rozglądam się po ciemnej nocy, jednak nic nie widzę oprócz cudownego, okrągłego księżyca - musiały to być drzewa. Tak, ta na pewno to. Odwracam się i znowu. Wzdrygam się lekko i powoli, najciszej jak potrafię otwieram drzwi balkonowe. Twarz owiewa mi chłodny Londyński wiatr, przymrużam oczy ciesząc się cudownym uczuciem. Mocniej owijam się bluzą i podchodzę do barierki.
Nie wieże!
- Harry?! – piszczę. Pochylony zbiera coś z ziemi. Nieruchomieję, nie to niemożliwe, po co miałby tu przyjeżdżać?!
- Cass? – prostuje się szybko i spogląda w górę, na mnie.
- Co ty tu robisz? – pytam nadal w szoku.
- Przesuń się. – mówi zanim bierze rozbieg, rękami zahacza o kawałek balkonu. Odsuwam się, Harry unosi ciężar ciała na dwóch dłoniach i przechodzi przez barierkę. Staje naprzeciwko mnie. Czarne converse, tego samego koloru rurki, szara koszulka i bordowa bluza, jest naprawdę przystojny. Kręcę głową wyrzucając nieodpowiednie myśli z głowy.
- Co ty tu robisz? – ponownie pytam.
- Ym… zapomniałaś telefonu… znowu. – wyciąga mojego IPhona z kieszeni spodni. Naprawdę? Tylko po to przyjechał? Wyciągam rękę, odbieram telefon z dłoni chłopaka i zerkam na wyświetlacz 2:34?!
- Dlaczego przyjechałeś? Dlaczego w nocy? – mocniej owijam się za dużą bluzą.
- Bez powodu, chciałem oddać ci telefon.
Marszczę czoło, macham ręką w jego stronę w geście ‘nie ważne’ i z powrotem wchodzę do swojego pokoju. Próbuje zamknąć drzwi, jednak noga Styles’a między nimi a framugą uniemożliwia mi to.
- Zaczekaj. Mogę wejść? – pyta niepotrzebnie, ponieważ stoi naprzeciwko mnie.
- Nie.
- Cass nie mów nikomu, że tu przyjechałem. – prosi spuszczając głowę.
- Słucham?! Bezczelnie rzucasz mi kamieniami w okno, budzisz, pakujesz się do mojego pokoju i prosisz o takie coś? Nie rozumiem o co ci chodzi! Dlaczego jesteś taki trudny? – pocieram dłonią czoło chodząc od łózka do parapetu w kółko. – Jesteś zbyt popierdolony jak na moją głowę, zwłaszcza teraz. Nie chcę cię widzieć. Musisz wyjść – kładę dłoń na jego torsie i pcham w stronę drzwi balkonowych. Zachowujemy się zbyt głośno, mama może się obudzić lada moment. Gwałtownie odtrąca moją dłoń, twarz wykrzywia w bólu i cicho syczy. – Co jest, Harry?
- Nic. – szybko się prostuje, próbuje przybrać beznamiętny wyraz twarzy. Zaintrygował mnie, co ty masz pod tą koszulką Styles? Patrząc mu prosto w oczy – podciągam jego szarą bluzkę do góry, zielone świecące oczy wyrażają zaskoczenie, ból i wahanie. Powoli spuszczam wzrok na jego tors.
O. Boże.
- Znowu się biłeś? – wyrzucam mu. Brzuch ma cały posiniaczony, czerwone zadrapania brudne od krwi. A to wszystko na tym cudownym brzuchu, motyl – tatuaż na szczęście nie ucierpiał.
- To nie ma znaczenia. – mówi chłodno, odtrąca moją dłoń i opuszcza bluzkę. Po prostu nie wierzę! O co chodzi mu tym razem? Mam w dupie jego brzuch, całego Harry’ego mam aktualnie w dupie!
- Po prostu wyjdź. – jęczę, obchodzę łózko dookoła i rzucam się na nie. Mam już go dosyć, nawet tutaj w Londynie sobie nie odpuszcza. Kładę się na boku, a głowę wtulam między poduszki. Czuje go obok siebie, jednak nie mam siły aby sprawdzić czy jest tak naprawdę. Możliwe że sen wciągnął mnie do krainy marzeń, bo słyszę cichutkie nucenie. Głos sprawia, że się rozpływam. Lekko zachrypnięty ale czysty – tak doskonały. Odpływam…

- Nie wchodź do mamy Cassy. – szepcze mi na ucho Damon. Mój mózg jako pięcio-latki nie jest zbyt posłuszny. Damon cały umazany łzami znika za rogiem. Powolutku idę w stronę sypialni rodziców.
- Draniu! Jak mogłeś mi to zrobić?! Ja tak ci ufałam… Co z dziećmi, nigdy ich nie dostaniesz! – krzyczy mamusia.
- Idiotko, naprawdę myślałaś, że cię kochałem przez te wszystkie lata? Byłaś jedynie kluczem do moich interesów. – odpowiada tatuś, mamusia podchodzi do niego i uderza go w policzek. Tatuś chyba mocno się zdenerwował, targa kobietę do łóżka – rzuca ją na nie i rozbiera. Mamusia piszczy i krzyczy. Co jakiś czas uderza ją w twarz.
Zakrywam rączką buzię żeby nie piszczeć, po policzkach spływają mi łzy.
- DAMON! – drę się na cały dom. Tata szubko na mnie spogląda, oczy ma całe czerwone i przeszklone. Chyba płakał… tak wygląda.
- Ty mała dziwko. – mówi do mamy. Puszcza ją, jest cała we łzach. Zdaję sobie sprawę, że głośno płaczę. Próbuję nie oddychać. Tata z dziwnym uśmiechem powoli idzie w moją stronę. A ja się cofam. – Chodź do tatusia, Bella. – jest coraz bliżej. Potykam się i upadam na pupę, turlam się dalej.
- Aaron zostaw ją! Ona jest jeszcze dzieckiem! – krzyczy mamusia z pokoju. Damon wbiega nagle na korytarz.
- Miałaś tam nie wchodzić. – beszta mnie. Zaciska szczękę i podchodzi do taty.
- Ty mały skurwysynie, przez ciebie to wszystko! – mężczyzna podchodzi do Damon’a. Szarpie go za ramię i mocno uderza w twarz. Wszystko staje się jeszcze bardziej zamazane, wchodzę do szafy i zamykam cichutko drzwi.
- Nienawidzę cię! – słyszę krzyk Damona, głośne kroki i trzaśnięcie łzami. Piski mamy, krzyki taty…
- Jesteś narkomanem, powinieneś się leczyć…

- Cass! Cassandra! Wszystko dobrze, to tylko sen. Spójrz na mnie. – ktoś potrząsa moim ciałem. Pięściami uderzam w nieznany mi przedmiot.
- Tak bardzo cię nienawidzę! Nienawidzę! –krzyczę.
- Wiem, wiem. Obudź się proszę. Spójrz na mnie, Cass. – kolejne turbulencje. Sen, tata… SEN? Powoli otwieram powieki. Gdzie ja jestem? – Cassandro. Błagam, nie płacz.
Spoglądam na Harry’ego. Harry? Co ty tutaj robisz? Unoszę się na łokciach i przecieram mokre oczy. Nadal wstrząsa mną szloch, spowodowany snem. Myślałam że minęły… Odkąd pojechałam na studia… wszystko było dobrze, ten koszmar już mnie nie prześladował. Do dzisiaj. Jednak w tym domu wspomnienia nie mają szans zginąć…
- Co… ty tu… robisz? – pytam, próbując się uspokoić.

- Nie wiem. – szepcze. Nie mam siły ani ochoty zastanawiać się nad tym trudnym człowiekiem. Na dzisiaj mi starczy. – Chodź, jest dopiero 3.24, połóż się. – rodzi Harry. Wiem, że nie powinnam tak z nim i to w jednym łóżku. Ale w tym momencie mało mnie to obchodzi, potrzebują kogoś bliskości. Zawsze to Emmet przychodził w nocy wybudzając mnie z najgorszego koszmaru  mojego życia. Harry lekko ciągnie mnie za bluzę, opadam na poduszkę. Przygląda mi się uważnie… jakby czekając na zgodę. Potakuję nieśmiało. Przysuwa się do mnie i mocno przytula. Robię to samo wtulając głowę w jego szyję, bardzo go teraz potrzebuję. Ponownie zasypiam, spokojna – nie martwiąc się rankiem. Zapach Harry’ego jest odurzający, bardzo mi pomaga.

♥♥♥

Hej Miśki! <3 i="">
Rozdział dodany, czytajcie i oczywiście K-O-M-E-N-T-U-J-C-I-E! <3 b="" i="">
Jutro SYLWESTER! Ach 2014 ciekawe co nam przyniesiesz ^^
Mam male urwanie głowy, bo w tym roku to ja wyprawiam małego sylwestra dla przyjaciół :D
Sama się wkręciłam więc... xd
No więc idę zaraz jakieś ciasto zrobić czy coś :3
Jak coś to wbijajcie będzie gruba biba z picolo! haha
ŻYCZĘ WAM WIĘC, ŻEBY TEN 2014 BYŁ 1452525632 RAZY LEPSZY OD 2013 :D
KOCHAM! LOVE YOU ALL ♥
Julia ♥
PS. ZROBIŁAM ZWIASTUN BLOGA, ZNAJDZIECIE GO NA GÓRZE POD ZAKŁADKĄ ''ZWIASTUN'' <3 i="">
PS2. Własnie obejrzałam ICarly z One Direction HAHAHHA Dooobree <3 i="">

Dom Cass:

5 komentarzy:

  1. Happy New Year!! :D Pierwsza! och matko dawaj nastepny rozdział! juz nie moge sie doczekac 12 <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha <3 HAPPY NEW YEAR YOU TOO <3 ♥
      Kocham,
      Julia ♥

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Źle napisałam, nooo :D
    Heheh,.. Do rzeczy :
    Rozdział booooski :**
    Już czekam na następny,
    Taaalka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha <3 Dziękuję ;*
      Ciesze się, że ci się podoba ♥
      Luuv Kiss
      Julia ♥

      Usuń